Kilka dni temu siedziałam sobie w jednym z przybytków kawowych, tzn. w tym, który wmawia swoim klientom, że oto właśnie przebywają w kawowym niebie. Fakt, jeden na siedem foteli pozwala człowiekowi wygodnie się oprzeć, więc polowanie w godzinach wzmożonego ruchu, na to "niebiańskie siedzenie" przypomina konkurencję olimpijską, która wymaga od uczestnika, by biegał bardzo szybko, a nawet szybciej. Ruch nie był duży, bo i godzina była dopiero czternasta, więc bez trudu zdobyłam "najlepszy" fotel. Rozejrzałam się niespiesznie po okolicy i cóż ujrzałam? Vis a vis mnie siedział młody człowiek, który ćwiczył różne miny do laptopa. Widać, że całkowicie pochłaniało go " to coś" wyzierające z ekranu. Strasznie mocno stukał przy tym w klawiaturę. Można było odnieść wrażenie, że istnieje ścisła zależność pomiędzy natężeniem tych "stuków", a siłami działającymi na jego szczękę, które czyniły z jego ust jedną, wąską linię.
Kilka metrów dalej tkwiła w fotelu nastoletnia osobniczka płci przeciwnej, która rytmicznie kiwała głową w przód i w tył, mamrocząc coś bezgłośnie pod nosem i stukając palcami w oparcie fotela. Oczy przy tym miała zamknięte. Nawet gdy sięgała po kubek z kawą, robiła to na tak zwanego "czuja". To, że przeżywa właśnie jakiś utwór muzyczny, zdradzały jedynie ledwo widoczne kabelki, doprowadzające dźwięki do jej uszu. Do "hevenu" przybyła z koleżanką, która zająwszy miejsce obok niej, całym ciałem zdobywała właśnie kolejne punkty, w jakieś bardzo frapującej grze, zamontowanej w jej "ajfonie". Ta od "ajfona" była zdecydowanie bardziej ruchliwa. Jak nie wyszczerzała zębów, to znów zaciskała usta, syczała, mlaskała, a raz nawet wyczytałam z jej niemych ust niestosowne i niepolskie słowo "fak". Podnosiła do góry ramiona, by za chwilę opuścić je na rzecz uniesionej do góry nogi. Generalnie, całe jej ciało poddawane było skręcaniu i wyginaniu w dziwny sposób. Po tych ruchach, drogą dedukcji i doświadczenia (mój syn też tak robi, tylko nie mówi póki co "fak") doszłam do wniosku, ze to musi być jakaś gra motoryzacyjna.
Koleżanka Dynamiczna, była tak pochłonięta odnoszeniem zwycięstwa, że przypuszczalnie nawet na hasło: "ewakuacja!" nie ruszyłaby się z miejsca. Obrazy te były tak fascynujące, że moje początkowe zerknięcia, szybko przechodziły w stan uporczywego gapienia się. W rewanżu raz po raz otrzymywałam karcące spojrzenia od Mima i Kiwaczki, z których to powodu musiałam zmienić obiekt obserwacji. Uczyniłam to natychmiast. W pierwszej kolejności zobaczyłam sunący kubek z kawą w rozmiarze XXL. Za nim podążały dwie dłonie, w tym jedna trzymająca, a druga mieszająca zawartość drewnianą szpatułką,.
Do kubka i dłoni przytroczona była Osoba w wełnianej czapce typu rasta, z dziwnie wyeksponowaną, błyskającą czerwonm światłem słuchawką bluetooth. Twarzy Osoby nie było widać, gdyż okalała ją zmierzwiona gęstwina włosów, sprawiających wrażenie nigdy nie zapoznanych z grzebieniem. Osoba ta rozmawiała głośno i tonem nie znoszącym sprzeciwu, przemieszczając się przy tym szybkim krokiem po wytyczonej sobie (ciężko powiedzieć wg jakiego klucza) powierzchni. Po chwili odstawiła kubek i do wypowiadanych przez siebie kwestii, dołożyła gesty. Od czasu do czasu reflektowała się, że prawie krzyczy, czego konsekwencją było natychmiastowe przejście do szeptu.
Tymczasowi lokatorzy "hevenu" zdawali się nie zauważać całej tej sytuacji, no może tylko za wyjątkiem chwil gdy Osoba wchodziła na "wysokie c". Odniosłam wrażenie, że tylko ja miałam ochotę na obserwacje i filozoficzne rozważania. Właściwie, to nie miałam na to ochoty, ale próbująca mnie złamać senność i przymus oczekiwania na przedłużające się przybycie mojego gościa, wymuszały względnie niemęcząca aktywność.
Oglądając ten cyrk, zastanawiałam się co by było gdyby tak zaprosić do "hevenu" gości z "tamtego świata", którzy "wypisali się od żywych" kilkadziesiąt lat temu. Wyobraziłam sobie to w następujący sposób:
Do kawiarni w 2013 roku wchodzi człowiek, który nie żyje od roku 1956 , lecz na tę "wyjątkową okazję" postanowił na chwilę zmienić ten stan rzeczy. Widzi ladę, maszynkę do parzenia kawy, panią za ladą uśmiechającą się miło. Dookoła klimat kawiarniany. To przecież zna, bo przecież w latach pięćdziesiątych były już kawiarnie. Zamawia kawę, a zapytany czy małą, średnią czy dużą i czy w kubku szklanym, papierowym czy plastikowym czuje się tylko odrobinę "nie z tego świata".
W końcu siada i widzi: w jednym rogu wariat uderzający palcami w połyskujace , płaskie pudełko z wyrazem twarzy świadczącym o jakimś potężnym cierpieniu. Przy innym stoliku młode dziewczę w głębokim transie, z objawami choroby sierocej i pląsawicy, które zdaje się słyszeć jakiś dźwięki w takt, których buja się w przód i w tył. Obok dziewczęcia, dziewczę drugie z inną odmianą nadpobudliwości psychoruchowej. Do tego wszystkiego jeszcze agresywna postać bez twarzy, z migającą diodą w aparacie słuchowym, w wełnianej czapie i nieuporządkowanych kudłach zeń wyzierających, miotająca się po pomieszczeniu i wyklinająca do samej siebie. Co robi Człowiek Z Przeszłości? Siedzi, przygląda się i dziwi jak to możliwe, że bez skierowania od psychiatry wszedł sobie tutaj bez przeszkód i nie niepokojony przez nikogo może obserwować codzienne życie "domu wariatów". Po krótkiej chwili, nie dopijając kawy, pospiesznie wychodzi w obawie, że pomylą go z mieszkańcami i każą zostać na dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz