niedziela, 6 stycznia 2013

Kufer z listami

Napisałam w życiu wiele listów do niewielu mężczyzn i zastanawiam się nad pobudkami z jakich my, kobiety poświęcamy swój cenny czas na takie ablucje.
Wnioski oczywiście nie mogą być odkrywcze i nie są, ale przywołanie ich tutaj, pozwala na usystematyzowanie posiadanej wiedzy w tym temacie.
Piszemy do naszych menów po to by zamanifestować uczucia pozytywne, negatywne, by poinformować, by zapytać, oznajmić,wyegzekwować, zainteresować, sponiewierać.
Odnoszę wrażenie, że wraz z upływem czasu przechodzimy swoistą, wewnętrzną przemianę od romantycznej flegmatyczki do pragmatycznej choleryczki. Treści w owej korespondencji zawarte, również ewoluują. Pierwotna formuła płomiennych listów zawierająca w sobie pozytywny ładunek emocjonalny poparty mocną argumentacją w stylu: "Mój najlepszy facecie na świecie..." przechodzi transformację, by wreszcie wybrzmieć w niewybrednych treściach typu: "Ty popierdolony skurwielu zniszczyłeś mi życie!"

Gdybym była wyznawczynią stylu old-fashioned, w domu miałabym pokaźny kuferek z kłódeczką, wypchany po brzegi pożółkłymi listami z 1990 roku. Tymczasem jestem posiadaczką czerwonej, twardej teczki, w której upchnęłam kawał romantycznej przeszłości.
Pisałam wtedy listy zawsze własną ręką i nieraz pożyczonym długopisem, na przypadkowym papierze, w każdym czasie i każdym miejscu.
Pisałam jak kocham, jak tęsknię, jak myślę i jak mnie boli-o tu - w dole brzucha kiedy myślę intensywnie i namiętnie.
Pamiętam jak ważyłam każde słowo, wywalałam kartki zapisane czasem nawet dalej niż w połowie. Bo mi jedna myśl nie pasowała do całości, a zdążyłam ją już upakować w słowa i przenieść na papier. W chwilach wyjątkowego uniesienia perfumowałam papier, a raz nawet wpakowałam do koperty koronkowe majtasy.

Era listów w kopercie ze znaczkiem minęła i to chyba - nieszczęśliwie - bezpowrotnie.

Nieszczęśliwie, bo zanim człowiek - czasem bardzo wkurzony -dobrnął do końca, wystygł już na tyle, że mógł bezpiecznie, bo w porę wycofać się z wysyłki niefartownej treści.

Dziś jest zupełnie inaczej. Email, MMS czy SMS przyspiesza wszystko, szybciej myślimy, szybciej piszemy i szybciej wysyłamy - czasem pod wypływem impulsu, czasem nie tam gdzie trzeba, bo pomyliliśmy odbiorców. Szybciej popełniamy błędy.

Faceci nie czekają już dziś na chwilę gdy na zapoznawczej kawusi damie zsunie się delikatnie bluzka z ramienia i będą mogli wyłuskać wzrokiem skrawek jej bielizny, zobaczyć kolor ramiączka czy koronkę pończochy gdy sukienka poszybowała kilka centymetrów za wysoko.
Dzisiaj na poczcie elektronicznej i w "ajfonowych" folderach płci przeciwnej prężą się gołe ciała kobiet, które nie miały okazji uśmiechnąć się i wypowiedzieć przy pierwszej kawie "w realu", nie zdążywszy się na nią jeszcze umówić, zdążyły natomiast wydąć usta, wypiąć tyłki i pokazać cycki  w szybkiej wiadomości do portalowego Adonisa, który "okazał zainteresowanie".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz