czwartek, 27 sierpnia 2015

Odważniejszość

Mam niefart - jestem Debilem. Tak, przez duże "D" - bynajmniej nie przez szacunek dla siebie. Często ostatnio słyszę pytanie: "ty naprawdę nie rozumiesz???". Ano - nie rozumiem. Dajcie mi tu takiego co twierdzi, że wszystko rozumie, a przekonam go, że się myli. Jak powiada pewien Mędrzec - "życie to nie blog", jednak ja lubię od czasu do czasu kawałek życia przenieść tutaj, bo relaksuje mnie to i ulgę przynosi, a poza tym podobno pisać umiem, chociaż i to zostało podważone i grafomańskimi farmazonami nazwane. Szczęśliwie mam dość nieznośny charakter dla innych i bardzo wygodny dla siebie, bo gdy się uprę i uwierzę, że coś mogę, to nikt mi nie wmówi, że nie mogę, jeśli zaś mi wmawia, dostaję takiej motywacji do działania, że mogę jeszcze mocniej i bardziej. Dlatego popełniam właśnie i popełniać będę kolejne posty. Czytałam ostatnio wywiad z Kolegą Maleńczukiem. Dużo tam szpanu i wiraszkostwa (jest takie słowo w ogóle?), ale Gość ma przebłyski geniuszu, między innymi wtedy, gdy przyznaje, że jest snobem, lubi ładne rzeczy i zmuszał się do czytania Dostojewskiego, bo - pomimo, że zawsze był nikim - zawsze też miał "aspiracyjki". Srał pies takich odważnych, co to się przyznają, że byli łobuzami i gnojami w życiu - to teraz takie modne - mówienie o sobie "bylem i jestem brzydkim chłopcem". Powiedzieć, że jest się snobem, że przed dziećmi udaje się, że się nie pali i nie pije, albo, że wykorzystywało się kobiety po to, by wygodnie żyć - to jest już jakaś odwaga. Oczywiście, gdyby gradować  "odważniejszość", to przyznanie się dzieciakowi: "tak piję i palę, ale działam w temacie i wkrótce przestanę", a potem dotrzymanie słowa, to wiadomo, że to jest dopiero "odważniejszość". Mierzi mnie dulszczyzm odkąd zrozumiałam, co oznacza słowo "nie wypada". "Nie mów cioci, że jest stara, bo to nie wypada", "zjedz kuskus, bo w gościach nie wypada zostawiać" i kij z tym, że ciocia jest stara jak węgiel drzewny, a kuskus rośnie mi w ustach i występuje w pakiecie z odruchem wymiotnym. Cenię w ludziach szczerość, otwartość i zdrową dawkę samokrytycyzmu. Wtedy gotowa jestem, wybaczyć błędy i chodzenie po prostej drodze zygzakiem. Można nie lubić Maleńczuka, jednak jego szczerość - być może trochę celowa, a nawet może i marketingowa, każe spojrzeć na niego łaskawszym okiem pomimo, że z gościa był kawał drania. Wolę taką - już na pierwszy rzut oka - "brudną krew", niż "czystą szlachecką" na pozór i dającą stęchlizną, gdy się ją włoży pod mikroskop. Wolę też być debilem, który stara się zrozumieć, niż pławiącym się w uznaniu dla samego siebie Wszechpanem, który wie, że wie najlepiej.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Anioły

Ciężki to był dzisiaj dzień. I trudny. Chciałam nie czuć i nie myśleć. Postanowiłam iść przed siebie, jednak było mi tak ciężko wszędzie, na całym ciele i w głowie, i do tego ten obezwładniający upał, że zrezygnowałam z pierwotnego zamysłu, i po prostu położyłam się na ławce gdzieś w mniej uczęszczanej, parkowej alejce. Leżałam tak i chciałam przestać być. Nagle usłyszałam kobiecy, zatroskany głos, Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącą przy mnie młodą kobietę z dzieckiem przytroczonym chustą do jej piersi. "Czy pani dobrze się czuje?" Trochę zaskoczona pytaniem, szybko odpowiedziałam, że tak. "Na pewno? A czy wodę pani ma?". Pośpiesznie uspokoiłam młodą mamę, że mam wszystko, dobrze się czuję tylko odpoczywam chwilę. Dziewczyna wyraźnie uspokojona wreszcie odeszła. Niespełna pięć minut później podeszła do mnie starsza pani i  z nie mniejszą troską zadała mi ten sam zestaw pytań. I tym razem uspokoiłam mojego Anioła Stróża, że naprawdę wszystko ze mną w porządku, a gdy kobieta poszła, rozpłakałam się ze wzruszenia i przesilenia. "Nie ma szans, nawet chcieć umrzeć sobie nie można na ławce w kącie, bo ludzie cię uratują"  - pomyślałam. A potem było popołudnie, rower i... znowu byłam szczęśliwa.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Czego pragną Kobiety

Poszłam na film "tylko dla Kobiet". Sama, bo przecież nie pójdę ze swoim Facetem na innych Facetów się gapić wspólnie i to w dodatku prawie całkiem gołych. Koleżanki po różnych kurortach się rozjechały, Mój Mężczyzna Jedyny w delegacji i samiuśka jak palec zostałam, więc cóż było robić.... Na sali same Kobiety stłoczone jak ser w serniku i tylko gdzieniegdzie Mężczyzna (zapewne z gatunku "odważny jak żaden") niczym samotny rodzynek w cieście siedzi. To prawdziwe przeżycie na taki film się udać. Skowyt dobywający się z dziesiątek gardeł, doping dla bohaterów prężących się na płaskim jak stół ekranie, by prężyli się jeszcze mocniej, nadając trójwymiar wyobraźniom niewiast, spłaszczonym przez brak wyobraźni ich partnerów życiowych lub tylko seksualnych, zaskakujące komentarze i gremialny śmiech w głos - takie rzeczy nie zdarzają się na każdym seansie. Prawdę trzeba oddać - Magiczny Mike czarował i robił prawdziwe cuda, a jego koledzy po fachu również nie wyglądali gorzej, ani nie czynili słabiej swojej zawodowej powinności, a im bardziej tarmosili dziewczyny na ekranie i gwałtowniej je "miłowali", tym sala była szczęśliwsza. Jako bezstronny (przynajmniej się bardzo staram) obserwator zauważam, że Kobiety pragną silnych, zdecydowanych i dominujących TurboSamców, którzy potrafią nie tylko czule pogłaskać po policzku, ale także namiętnie wytargać za włosy i dać zgrabnego klapsa w tyłek - najlepiej tak, żeby zapiekło. Wszak nie romantyczne śpiewy czekoladowego trubadura wywoływały piski zachwytu, tylko zdecydowane branie na ekranie. Panowie, pomimo ewidentnego bojkotu tego obrazu przez Waszą płeć, zachęcam, byście jednak schowali dumę do kieszeni, przestali myśleć, że nikt nie będzie Wam mówił jak trzeba jeździć, bo macie przecież prawo jazdy od wielu lat i poszli na ten film - nie dla fabuły, bo jej akurat tam nie ma, ale dla żywej, prawdziwej i - co najważniejsze - wiarygodnej instrukcji obsługi... Kobiety.