Mam niefart - jestem Debilem. Tak, przez duże "D" - bynajmniej nie przez szacunek dla siebie. Często ostatnio słyszę pytanie: "ty naprawdę nie rozumiesz???". Ano - nie rozumiem. Dajcie mi tu takiego co twierdzi, że wszystko rozumie, a przekonam go, że się myli. Jak powiada pewien Mędrzec - "życie to nie blog", jednak ja lubię od czasu do czasu kawałek życia przenieść tutaj, bo relaksuje mnie to i ulgę przynosi, a poza tym podobno pisać umiem, chociaż i to zostało podważone i grafomańskimi farmazonami nazwane. Szczęśliwie mam dość nieznośny charakter dla innych i bardzo wygodny dla siebie, bo gdy się uprę i uwierzę, że coś mogę, to nikt mi nie wmówi, że nie mogę, jeśli zaś mi wmawia, dostaję takiej motywacji do działania, że mogę jeszcze mocniej i bardziej. Dlatego popełniam właśnie i popełniać będę kolejne posty. Czytałam ostatnio wywiad z Kolegą Maleńczukiem. Dużo tam szpanu i wiraszkostwa (jest takie słowo w ogóle?), ale Gość ma przebłyski geniuszu, między innymi wtedy, gdy przyznaje, że jest snobem, lubi ładne rzeczy i zmuszał się do czytania Dostojewskiego, bo - pomimo, że zawsze był nikim - zawsze też miał "aspiracyjki". Srał pies takich odważnych, co to się przyznają, że byli łobuzami i gnojami w życiu - to teraz takie modne - mówienie o sobie "bylem i jestem brzydkim chłopcem". Powiedzieć, że jest się snobem, że przed dziećmi udaje się, że się nie pali i nie pije, albo, że wykorzystywało się kobiety po to, by wygodnie żyć - to jest już jakaś odwaga. Oczywiście, gdyby gradować "odważniejszość", to przyznanie się dzieciakowi: "tak piję i palę, ale działam w temacie i wkrótce przestanę", a potem dotrzymanie słowa, to wiadomo, że to jest dopiero "odważniejszość". Mierzi mnie dulszczyzm odkąd zrozumiałam, co oznacza słowo "nie wypada". "Nie mów cioci, że jest stara, bo to nie wypada", "zjedz kuskus, bo w gościach nie wypada zostawiać" i kij z tym, że ciocia jest stara jak węgiel drzewny, a kuskus rośnie mi w ustach i występuje w pakiecie z odruchem wymiotnym. Cenię w ludziach szczerość, otwartość i zdrową dawkę samokrytycyzmu. Wtedy gotowa jestem, wybaczyć błędy i chodzenie po prostej drodze zygzakiem. Można nie lubić Maleńczuka, jednak jego szczerość - być może trochę celowa, a nawet może i marketingowa, każe spojrzeć na niego łaskawszym okiem pomimo, że z gościa był kawał drania. Wolę taką - już na pierwszy rzut oka - "brudną krew", niż "czystą szlachecką" na pozór i dającą stęchlizną, gdy się ją włoży pod mikroskop. Wolę też być debilem, który stara się zrozumieć, niż pławiącym się w uznaniu dla samego siebie Wszechpanem, który wie, że wie najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz