piątek, 28 października 2016

Miłość taka i nie taka

Jest zimno, ludzie na ulicy schowani po nos w kołnierze kurtek, a w ogrodowym basenie saunarium same golasy. Zawijam się ciaśniej w ręcznik i kulę w człowieku, podwijając palce w mokrych klapkach. Chcę jak najszybciej dobiec do zbiornika z wodą ciepłą jak zupa. Galopuję niezgrabnie, z trudem utrzymując równowagę w śliskim obuwiu i o mały włos nie przewracam pary dziadziusiów, którzy wyglądają jakby byli razem z pięćdziesiąt lat, bo raz, że od tego bycia razem zupełnie i totalnie stali się do siebie podobni, a dwa, że mają chyba po siedemdziesiąt lat z okładem i to grubym, więc te złote gody są mocno prawdopodobne. Dziadziusie nie przewrócili się na skutek mojego natarcia tylko dlatego, że ich wolne od ręczników dłonie trzymały się razem w mocnym uścisku. Wyglądali tak jakby jedno bez drugiego nie mogło przeżyć nawet minuty i jakby bali się, że się sobie zgubią. Popatrzyłam z rozczuleniem jak dziadziuś puszcza ręcznik, którym zakrywał swoją męskość, by z męstwem przytrzymać mocniej i uchronić przed upadkiem swoją kobietę. Przez ten ułamek sekundy pozazdrościłam jej. Potem zobaczyłam Ich znowu w saunie. Dziadziuś całował babcię to w ramię, to w szyję, jednocześnie wpatrując się z zachwytem w jej już jedynie domyślny owal twarzy. Babciusia nie odwzajemniała nawet w minimalnym stopniu otrzymywanych, ciepłych gestów, siedziała z rękoma splecionymi na udach i musztrowała dziadka, żeby przestał. Nie chciałam tak pomyśleć, ale pomyślałam : "Może to jest właśnie sposób na to, by gorączka i namiętność w mężczyźnie nie gasły?" Ciągłe staranie, wieczna niepewność i konieczność nieustannego zabiegania o względy swojej kobiety, prawdziwych mężczyzn najwyraźniej nie męczą. A może nie męczą tylko tych "starej daty"? Większość dzisiejszej populacji jest raczej zawiedziona i w krótszym bądź dłuższym odrobinę czasie dochodzi do wniosku, że kobieta, w której się zakochali jest bezwartościowa, nieudolna, niezdolna, a do tego zakłamana i niewdzięczna. Stwierdzają, że nie mają siły już dłużej "tego wszystkiego" znosić, dlatego odchodzą. Nie podnoszą ciężaru jakim  jest odpowiedzialność za podjęte decyzje, za drugiego człowieka, za to, żeby związek czuł się dobrze, a oni w tym związku byli szczęśliwi.  Drobny problem destabilizuje układ nerwowy współczesnego mężczyzny, a brak uległości partnerki, sprawia, że on wierzy, że musi to zakończyć. Ja natomiast nie wierzę, że para, której o mały włos nie rozniosłam na trawie ogrodu, spijała sobie tylko miód z ust przez całe wieki wspólnego życia. Nie uwierzę też, że którekolwiek z nich robiło wszystko żeby drobne nieporozumienia przeradzały się w wielkie awantury, a wielkie awantury w huczne...rozstania. Myślę, że i kiedyś i dziś Prawdziwy Mężczyzna woli okazać męstwo, wytrzymać i "puścić ręcznik" i -  być może - narazić się na drwiny z powodu swojej męskości, niż wypuścić z rąk to, co ma najcenniejsze czyli drugiego człowieka - szczególnie, gdy wie, że jest przez niego kochany. Prawdziwy Mężczyzna nie oczekuje wdzięczności za zachowanie, które jest częścią Prawdziwego Mężczyzny - nie oczekuje peanów na swoją cześć za uczynienie tego, co dla Faceta powinno być naturalne - chronienie kobiety. Ale czasami bywa inaczej i pozorny komfort posiadania ręcznika wygrywa z wartością jaką jest komfort bycia razem. Na dobre i na złe.