niedziela, 24 listopada 2013

ott wiersz się wziął i stał

kawałka ciepłego
ciała Twojego
szeptu do ucha
dźwięku znanego
dotyku oddechu
głasków uśmiechu
wszystkiego tego
Ciebie całego
tulenia ściskania
w oczy patrzenia
mocnego na biodrach
uścisku rąk Twych
bezdechu  pragnienia
skoków ciśnienia
w brzuchu motyla
potrzebna mi jak woda
jest do życia
z Tobą choćby chwila
gdzie jesteś Człowieku
niewierny niestały
dlaczego tak
oporny jesteś
na czucie
dlaczego ze skały
Twoje serce i myśli
błagam i żebrzę
słowo choć wyślij
Kacie Zmyślny
Sadysto Umyślny
dla siebie
i dla mnie
a żeby
Cię szlag
no i mnie

U nas w Warszawie

Za namową i z ociąganiem udałam się dziś na Wydarzenie. "Wrocław Fashion Meeting 2013" nie przyciągnął wielu gości, za to naprawdę kilku zdolnych projektantów podeszło do imprezy poważnie i pokazało się z najlepszej strony - przynajmniej od strony technicznej. Gorzej było ze stroną komunikacyjno - informacyjną. Z żalem stwierdzam, że niektórym Asom Mody nie tylko brakuje wiedzy o ludziach zamieszkujących ich kraj, ale także dystansu do siebie i szacunku do klienta. Podchodzę do jednego z artystów i kulturalnie zapytuję czy ma sklep partnerski we Wrocławiu. Odpowiedź jest negatywna i to w każdym aspekcie. Nie, nie ma, bo TU nie ma komu sprzedawać. Nie nie ma, bo TU nie ma świadomych kobiet. Nie, nie ma, bo Wrocław jest jeszcze daleko w tyle za Warszawą, no bo u nich w Warszawie to mają panie projektantki i architektki uświadomione i światowe i one rozumieją modę. Pomimo moich usilnych starań, by uchronić Wrocławianki przed brzemieniem zaściankowych zacofanek bez gustu i fantazji, nie udało mi się przekonać pana artysty, że "my tu stąd" nie mieszkamy w buszu, tylko zaledwie 340 kilometrów od "stolicznego, światowego centru mody", umiemy myśleć, mówić, a nawet pisać i  - choć może to dla pana artysty dziwne - odróżniamy fartuch kuchenny od sukienki koktajlowej oraz chodaki od pantofli wyjściowych. Na nic jednak mój trud się zdał, bo ów artysta swoje zdanie ma już wyrobione, klientek multum, więc wniosek jest prosty  - mianowicie, że ani jedna peryferyjna przybłęda do niczego potrzebna mu nie jest. Będę zniesmaczona i uznam, że sprawiedliwość na świecie naprawdę nie istnieje, jeśli ten pan stanie się kiedyś ważnym nazwiskiem. Wątpię jednak, bo miłość bez wzajemności ma krótkie nogi. Podobnie jak ślepa wiara w swoją wyjątkowość. Powodzenia panie projektancie! Ja od pana na pewno nic nie kupię i moje koleżanki też nie.
Pozdrawiamy z wrocławskiego zadupia.

wtorek, 19 listopada 2013

Na poważnie

Noc późna. Zabieram telefon do łóżka. W ciemnym pokoju nagle zapala się światełko - przychodzi wiadomość: "Leć ze mną do ciepłej krainy." Kusząca to nawet propozycja, szczególnie, że w naszej krainie znowu pogoda depresyjno - wyziębiająca. Leżę i myślę, w końcu odpisuję, że sensu to nie ma, bo jak zwykle wyjazd skończy się bez sensu i, że ja bym wreszcie chciała kogoś tak "na poważnie". Odpowiedź przychodzi przygnębiająca lecz jakże prawdziwa: "Mam tak samo, ale wiesz...takie czasy teraz mamy,że nikt nie chce nikogo na poważnie". To "fakt autentyczny" - albo się nie chce, albo się boi, albo za daleko, albo szkoda rujnować aktualny porządek, albo tysiąc innych powodów, by się nie chciało chcieć i ani jednego sposobu, by jednak spróbować. To chyba dlatego pośród tylu miliardów ludzi jest tak wiele połówek bez drugiej połówki.

sobota, 16 listopada 2013

Zakochany Kolega

Gdyby nie to, że od dłuższego czasu obserwuję jak mój Najlepszy Kolega zakochany jest bez pamięci - jak większość kobiet - skłonna byłabym twierdzić, że mężczyźni kochać nie potrafią.
A Najlepszy Kolega zakochuje się naprawdę cudnie, co oznacza, że ma wtedy napęd na dwie półkule, czuje się o jakieś piętnaście centymetrów wyższy, o dwadzieścia kilo lżejszy i o trzydzieści lat młodszy. Wypisuje do mnie - znaczy się swojej Najlepszej Koleżanki - pełne emocji sms - y, wielbiąc swoją wybrankę i same zalety jej przypisując oraz na to, że jestem kobietą jakby nie bacząc. Pełen werwy jest jak silnik na Shell Helix pracujący, robota pali mu się w rękach, może nie spać całymi dniami i nocami, myśląc jakby tu umiłowanej niewieście przyjemność sprawić czyli: czym ją nakarmić, gdzie zawieźć i jaki prezencik podarować. Nie dowierzacie co? Otóż taki właśnie jest ten mój Najlepszy Kolega. Do tego wszystkiego strasznie stały jest w tym przeżywaniu miłości, tylko... co raz to inne imię Muzy w sms-ach się przewija...

poniedziałek, 11 listopada 2013

W moim klimacie jesiennym

Nie jestem krytykiem muzycznym lecz miłośniczką wyraźnego stylu i wyrafinowanych dźwięków. Zachęcam do odsłuchania - moim zdaniem - jednego z najlepszych utworów z jakim miały zaszczyt spotkać się moje uszy. Za oknem jesienna aura, a w mojej głowie maj - na przekór wszystkiemu.


Umarłam w Święto Niepodległości

Wyznawcy "Szajsbuka" - według, których jeśli cię tam nie ma, to cię w ogóle nie ma - dzisiaj mnie pochowali. Zdecydowałam wycofać się z owej społeczności, bo oglądanie wciąż tych samych twarzy zdesperowanych niewiast, kuszących nie wiadomo czym i kogo, ukazujących swoje oblicze w dziesiątkach odsłon, z różnych kątów i w różnych pozach, nudzi mnie sakramencko. Brzuchy ciążowe, niemowlaki zdrowe, epatowanie prywatnością, odsłanianie danych wrażliwych, narażanie się na grzebanie w naszym życiu wszelkich służb zajmujących się szpiegowaniem, egzekwowaniem, ściganiem i ściąganiem - w tym podejrzliwych żon i mężów - innymi słowy cały ten Bazar Różyckiego osiągnął punkt krytyczny. Właściwie to moja wytrzymałość na pewne, patologiczne bodźce osiągnęła punkt krytyczny po tym, jak zobaczyłam, że moja córka skomentowała kontrowersyjny link, po czym okazało się, że niczego nie komentowała, a naciśnięcie na ów link poskutkowało nieusuwalnym wryciem się onego zarówno w jej jak i w mój profil. Jest jeszcze opcja hardcore, tzn, jeśli - uchowaj Boże - spróbujesz "odpalić" filmik przez telefon, a twoja wścibskość jest na poziomie "przymusu zobaczenia" i podasz swój numer telefonu (który jest wymagany, by móc zaspokoić pęd za sensacją), zafundujesz sobie codziennego sms -a przymusowego za jedyne 2, 50 PLN za sztukę i nie będziesz mógł tej opcji dezaktywować. Nie wiem jak "Szajsbuk" - pomimo dramatycznych zgłoszeń użytkowników i ich desperackiego wołania o pomoc do jego administratorów - może ignorować problem i nic z tym fantem nie robić, ja w każdym razie nie zamierzam dłużej podlegać prawom wirtualnej dżungli i w Święto Niepodległości ogłaszam swój zgon w świecie wirtualnym. Obecnie podlegam już "tylko" pod zupełnie realny Urząd Skarbowy. Niech żyje niepodległość!

sobota, 9 listopada 2013

How deep is your love?

Słucham sobie Bee Gees i ich kawałka o wymownym bardzo tytule... Świeżo po babskim spotkaniu jestem (całuję Was Dziewczęta;-)), na którym jeden temat zazwyczaj eksplorowany jest namiętnie... MĘŻCZYŹNI!  Może to i niedobrze, ale wolę w takich babowych spotkaniach uczestniczyć niż w tych, poświęconych chorobom, obgadywaniu innych bab i wiecznemu utyskiwaniu na mężów.
Na naszych "mytyngach" raczej radość przebija z faktu płynąca, że mężczyźni SĄ, czasami tylko mącona żalem, że jest ich mniej niż kobitek, a tych dobrej jakości - jak na lekarstwo niestety. W efekcie wielogodzinnych rozmów, wyłoniło się samoistnie kilka typów męskich...
Okazuje się, że Facetów dzielimy  - po pierwsze - na Mężów ( gra wstępna (???) - maks 40 sekund, sex właściwy - maksymalnie pięć minut, miłość francuska - czyn heroiczny przez to niemożliwy do wykonania). Kolejna grupa to "Maskoty" ( gra wstępna - kilka godzin lub kilkanaście dni, sex właściwy - wielokrotnie i jak najdłużej, miłość francuska - jeśli występuje to w wykonaniu mistrzowskim) i wreszcie - "Świry", czyli Maskoty Popsute (żadne czynności już nie występują). Wyróżniamy także Mężczyzn "Szyby", czyli tych, których zauważać nie chcemy - głównie przez wzgląd na ich wątpliwą atrakcyjność wielopłaszczyznową. Należy podkreślić, że wraz z postępującym wiekiem dam, grupa Mężczyzn - Szyb sukcesywnie maleje, czego dowodem są zastępy Kuguarzyc polujących nieustająco i na co popadnie - czyli buszujących w każdym przedziale  - nie tylko wiekowym - "ofiar".
Tak sobie miło gaworzyłyśmy, śmiejąc się z tego wszystkiego lecz głównie z samych siebie, a teraz siedzę w pozycji "kulka" w czułych objęciach kocyka i konstatuję, że żarty żartami, ale to wszystko nie ma znaczenia, bo - tak naprawdę - większość z nas chciałaby po prostu czuć te cholerne motyle w brzuchu i móc z ogniem w oku zadać swojemu Mężczyźnie pytanie: "How deep is your love ?"...



środa, 6 listopada 2013

Motywacja, desperacja i Everest

Wszędzie, gdzie oko przyłożę, górnolotne hasła mówiące o niezmierzonych pokładach niewykorzystanej energii, potężnej sile umysłu, nieograniczonych możliwościach uzależnionych od marzeń i wytrwałości. Dookoła - w wirtualnym świecie głównie "fejsa" - sami "ludzie sukcesu", dzielni bohaterowie swoich osobistych telenowel, zdobywcy zawodowych "Everestów", podróżnicy i szczęśliwie zakochani - jednym słowem - wszystko, aż lepi się od szczęścia, powodzenia i pomyślności.
Jednak wiele się zmienia, gdy zaczynam przykładać ucho - wszak z żywymi ludźmi pracuję, a nie z profilami na Facebook'u.
To co słyszę, jest diametralnie inne od tego co widzę (czytam). Fakt, mnie też łatwiej pisanie przychodzi niż robienie...
Na szczęście - gdy ludziom stworzy się okoliczności normalności - przestają pajacować i stroszyć pióra... Zaczynają mówić...
Zagłębieni w przytulnej głębi kanapy, z wolna popijając kawę - mówią... Wtedy okazuje się, że energia jest wyczerpywalna, siła umysłu bywa zbyt mała, by podnieść głowę z poduszki następnego dnia, możliwości bywają ściśle uzależnione od okoliczności, a wytrwałość bywa przerywana zbyt uporczywym brakiem choćby małego sukcesu.
I dobrze, że mówią prawdę... a na "fejsie" niech sobie fantazjują, bo przecież - jak zauważył Szekspir -  "Nie ma takiej fantazji, której wola i rozum nie zdołałyby przekształcić w rzeczywistość..." (?) Powodzenia!