Za namową i z ociąganiem udałam się dziś na Wydarzenie. "Wrocław Fashion Meeting 2013" nie przyciągnął wielu gości, za to naprawdę kilku zdolnych projektantów podeszło do imprezy poważnie i pokazało się z najlepszej strony - przynajmniej od strony technicznej. Gorzej było ze stroną komunikacyjno - informacyjną. Z żalem stwierdzam, że niektórym Asom Mody nie tylko brakuje wiedzy o ludziach zamieszkujących ich kraj, ale także dystansu do siebie i szacunku do klienta. Podchodzę do jednego z artystów i kulturalnie zapytuję czy ma sklep partnerski we Wrocławiu. Odpowiedź jest negatywna i to w każdym aspekcie. Nie, nie ma, bo TU nie ma komu sprzedawać. Nie nie ma, bo TU nie ma świadomych kobiet. Nie, nie ma, bo Wrocław jest jeszcze daleko w tyle za Warszawą, no bo u nich w Warszawie to mają panie projektantki i architektki uświadomione i światowe i one rozumieją modę. Pomimo moich usilnych starań, by uchronić Wrocławianki przed brzemieniem zaściankowych zacofanek bez gustu i fantazji, nie udało mi się przekonać pana artysty, że "my tu stąd" nie mieszkamy w buszu, tylko zaledwie 340 kilometrów od "stolicznego, światowego centru mody", umiemy myśleć, mówić, a nawet pisać i - choć może to dla pana artysty dziwne - odróżniamy fartuch kuchenny od sukienki koktajlowej oraz chodaki od pantofli wyjściowych. Na nic jednak mój trud się zdał, bo ów artysta swoje zdanie ma już wyrobione, klientek multum, więc wniosek jest prosty - mianowicie, że ani jedna peryferyjna przybłęda do niczego potrzebna mu nie jest. Będę zniesmaczona i uznam, że sprawiedliwość na świecie naprawdę nie istnieje, jeśli ten pan stanie się kiedyś ważnym nazwiskiem. Wątpię jednak, bo miłość bez wzajemności ma krótkie nogi. Podobnie jak ślepa wiara w swoją wyjątkowość. Powodzenia panie projektancie! Ja od pana na pewno nic nie kupię i moje koleżanki też nie.
Pozdrawiamy z wrocławskiego zadupia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz