poniedziałek, 20 maja 2013

Не понимаю...

Jakoś tak nie pamiętam, by w czasach mojej młodości istniał kierunek "dyplomacja i stosunki", a nawet jeśli takowy ówczesne uczelnie proponowały, nie przypominam sobie zupełnie, by zastępy moich rówieśników hurtowo go wybierały.
Coś jednak jest na rzeczy, bo dzisiejsi "dziestolatkowie" opanowali do perfekcji sztukę uników i, gdy rozmówca wypowiada się w sposób niewygodny dla interlokutora, ten wytacza działo ciężkie w postaci obrywającego ręce zwrotu; "nie rozumiem".
Naturalnym jest, że rozmowa dwojga ludzi na pewnym poziomie intelektualnym to nie gra w kółko i krzyżyk dla debili, ale to jeszcze nie powód, by udawać, że prosta metafora jest nie do przeskanowania przez mózg.
Wydaje mi się, że składam zdania poprawne logicznie.
Odnoszę też wrażenie, że w większości sytuacji jestem rozumiana, bo udaje mi się sprawnie załatwiać różne sprawy i to nawet te urzędowe, gdzie chęć zrozumienia petenta ledwo dźwiga się ponad punkt zero. Tymczasem okazuje się, że totalna noga komunikacyjna ze mnie jeśli chodzi o relacje damsko - męskie,
a konkretnie o relacje, na których mi trochę bardziej niż mniej zależy.
Nie wiem... może ja wtedy zaczynam bełkotać jakoś z przejęcia, doznaję dynamicznego rozpadu osobowości, albo - co gorsza - mam zaniki świadomości lub w języku leponckim tokować zaczynam?
Już prawie w rozpacz czarną popadłam nad gwałtownie postępującym zidioceniem moim, aż tu nagle rozmowa Koleżanki z Kolegą na uszy mi się przypadkowo nawija i widzę, że epidemia "ni panimaju" zatacza coraz szersze kręgi.
Pyta się mianowicie Koleżanka, w zdaniu pojedynczym i bardzo prostym ciekawość swą zawierając:
 - Cieszysz się, że się zobaczymy?
Na to pada odpowiedź:
- Nie rozumiem.
Rozumiecie coś z tego??? Bo ja... nie rozumiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz