Ignorowałam ostentacyjnie prawidło "nigdy nie mów nigdy". Dałabym sobie rękę odciąć, że w pewnych kwestiach mogę sobie zaufać i, że będę w poglądzie stabilna. Wycofuję się z tej krnąbrności, ale i tak na skutek zakładu z samą sobą latam bez ręki. Przegrałam. Prawdopodobnie. Czuję to. Irracjonalność jest jedną ze składowych działania, ale w tym przypadku to jakiś totalny Matrix.
Mój rozsądek poszedł na spacer, straciłam czujność, robię głupie miny, podskakuję durnowato, śmieję się sama do siebie, patrzę w telewizor i nic nie widzę, nie rozumiem prostych pytań, niby słucham, ale nic nie słyszę.
Przeszłam nieplanowaną transformację z pantery w pandę. Pochoruję się od tego odmiennego stanu. Resztki rozumu, które nie poddały się jeszcze wszechogarniającej głupocie, próbują przywołać mnie do porządku. Daremne próby. W mojej głowie zapanował ekstremalny tumiwisizm i nieadekwatna do stanu rzeczy radość. Niby wszystko jest tak samo, a jednak inaczej.
Wiosna panie! Wiosna! (???)
Wiosna panie! Wiosna! (???)
nie rozumiałem, nie rozumiałem ale chyba już wiem co autorka miała na myśli
OdpowiedzUsuń