czwartek, 2 maja 2013

...nic mi więcej nie potrzeba...

Siedzę drugą godzinę zapeklowana niczym kawał mięcha w słoiku, w samolocie tanich linii lotniczych. Ciasno, duszno, nuda, budzący się głód i kiełkujące poddenerwowanie. Na to wszystko nakłada się nadaktywność psychoruchowa kilkunastu zniecierpliwionych maluchów, których wiek nie jest jeszcze policzalny w latach. Tatusiowie i mamusie robią wszystko, by odwrócić uwagę poirytowanych pociech od skutków monotonii lotu. Wszelkie metody zawodzą.
Okrąglutka blond dziewczynka na siedzeniu za mną daje nieźle popalić młodemu tacie. Lituję się i zaglądam do tyłu przez szparę między fotelami. Wyszczerzam zęby do małej   i wpycham w wąski otwór dłoń z rodzynkiem w czekoladzie. Dziecię przyjmuje nieśmiało podarek i milknie do końca podróży, od czasu do czasu zaczepiając mnie okiem. Jestem pod wrażeniem mocy cukierka. Chłopczyk na siedzeniu po drugiej stronie korytarza ma może dziesięć miesięcy i tylko dwa zęby na górze oraz jeden na dole.
To jednak nie przeszkadza mu w entuzjastycznym smakowaniu czipsa. Wkłada go sobie do buzi, ciamka, szoruje po nim zębami, po czym wyciąga - dziwnym trafem - nienaruszony, ogląda uważnie i proponuje gestem, by pasażer obok też sobie pociamkał, bo plasterek słony jest i pyszny. Celebruje posiłek z takim oddaniem, że nie mogę oderwać od niego oczu przez dwadzieścia minut z okładem. 
Myślę sobie: "Szlag jasny... jak to jest, że Mały Jasiu taki zadowolony z plasterka ziemniaka, a ja całymi plastrami szczęścia nie potrafię się cieszyć?". Odpowiedź przyszła dzisiaj od mądrego człowieka, który stwierdził, że "świadomość i rozum są błędem ewolucji, bo nie pozwalają człowiekowi być szczęśliwym" oraz, że wolałby nie przeczytać w życiu żadnej książki, za to być maksymalnie prostym człowiekiem, wypić piwo wieczorem i zasnąć beztrosko przy telewizorze. 
Przyznaję, że ja też wolałabym być bardziej prosta, a dzięki temu mniej krzywa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz