Razu pewnego pojechałam do centrum handlowego.
Zaparkowałam pośpiesznie i rzuciwszy okiem na lokalizację i jej znak szczególny, udałam się na zakupy. Po godzinie zmierzam z wózkiem do miejsca, w którym zostawiłam moje auto, ale jego tam nie ma. Myślę - nic tylko zaparkowałam kawałek dalej w tym cholernym sektorze "H".
Pcham więc wózek przed sobą z mozołem, niczym staruszka balkonik, w przód, w tył, rozglądam się na boki - w lewo, w prawo-nie ma. Klnę pod nosem jak szew, a następnie mocno zaniepokojona zaczepiam Pana Ochroniarza i płaczliwym głosem informuję go, że chyba ukradli mi samochód. Ten nadaje przez krótkofalówkę do plutonu kolegów, by włączyli się do poszukiwań po czym w dziesiątej minucie bezskutecznego i nerwowego rozglądania się, sugeruje bym zadzwoniła na policję. Zamiast tego wybieram numer do Psiapsiółki, która deklaruje natychmiastową pomoc w postaci gotowości do przyjazdu. Po chwili kolega po fachu Pana Ochroniarza nadaje, że moje auto stoi trzydzieści metrów dalej. Biegnę tam i widzę, że sektor "H" znajduje się również w tamtej części parkingu i jeszcze w kilku innych miejscach. Pomimo kompromitacji i spojrzeń pełnych politowania nad "głupią babą", podskakuję jakbym wylosowała właśnie super męża, całuję panów ochroniarzy, a potem maskę mojego samochodu. To nic, ze wyszłam na kretynkę parkując pod znakiem "hydrant", to nic, że prawie straciłam auto, ważne, że właśnie je odzyskałam!!! Czyż życie nie jest piękne?
Ja tak mam zawsze pod Magnolią...
OdpowiedzUsuń