niedziela, 27 stycznia 2013

Sunday morning

Obuta w szlafroczek, z nogami na  szklanym blacie ławy, z kubkiem herbaty z cytryną na jednym oparciu fotela i talerzem z nadgryzioną kanapką na drugim, siedzę sobie prawie beztrosko i czytam. Na moich kolanach srebrna,  lekka, bo niespełna kilogramowa, wszechwiedząca "Tośka". 
Zainspirowana przez domowników, z ciekawością przeglądam blogi innych ludzi.
Niektóre są bardzo interesujące, jak ten faceta, który jeździ tirem po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, inne zaś zupełnie nie nadają się do przełknięcia - nawet popchnięte kęsem pysznej szynki i łykiem herbaty.
"Pi razy drzwi" wiem co myślicie o moich "bazgrołach" i bardzo się cieszę, że myślicie właśnie tak... :-) Myślę, że dobrze byłoby wiedzieć o czym chcielibyście czytać, co jest dla Was interesujące, które wątki w blogu warto kontynuować, a które powinnam wygasić. Więc proszę o sugestie - w dowolnej formie. :-)
Tak na marginesie - zróbcie coś do cholery z tą pogodą.. W ciągu kilku ostatnich miesięcy słońce widziałam dwa razy; raz w grudniu, gdy wzbiłam się ponad chmury w drodze do Paryża i  wczoraj za oknem przez - fakt, że dłuższą, ale mimo wszystko - tylko chwilę. Stałam w drzwiach od tarasu i wygrzewałam się w promieniach niczym jaszczur jakiś na kamieniu. Mam marzenie...by na zawsze pożegnać się  z kurtką i zimowymi butami. I gdzieś mam sporty zimowe. Wolę leżaczek lub  romantyczniej - hamaczek, rurkę w kokosie, książeczkę, złoty piasek i szum morza...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz