Miałam do niedawna dwulitrowy dzbanek na zimne napoje, w którym codziennie zaparzałam herbatę dla całej rodziny.
Wiadomo - rodzina duża to i dużo herbaty do śniadania potrzeba. Każdego dnia, gdy wlewałam do niego wrzątek, towarzyszyła mi jedna myśl: "szlag... jak ten dzbanek kiedyś pierdyknie i to wszystko wyleje mi się na nogi..." Skąd ja wiem, że już wiecie, że - koniec końców - "pierdyknął"? Odpowiedzi są co najmniej dwie; logiczna brzmi: " bo to był dzbanek do zimnych, a nie gorących napojów", zaś odpowiedź druga - magiczna / intuicyjna może wyglądać tak: "Wykrakałaś sobie".
Jako nastolatka marzyłam każdego dnia. Na przystanku, w autobusie, w wannie, w szkole. Gdy było mi źle i uważałam, że świat mnie krzywdzi, marzyłam z jeszcze większym zapałem, odgrażając się w myślach: "ja wam jeszcze pokażę, jeszcze wszyscy zobaczycie na co mnie stać!". Przed zaśnięciem fantazjowałam o tym, jak powinno wyglądać moje dorosłe życie. Bywało tak, że totalnie nakręcałam się optymistycznymi wizjami, wierciłam się nerwowo w łóżku, moje tętno przyspieszało, a na policzki występował gorączkowy rumieniec. Niejednokrotnie miałam ochotę wyskoczyć z rozgrzanej pościeli i zapisywać te wszystkie fantastyczne projekcje, które następnego dnia wydawały mi się zupełnie niedorzeczne, głupkowate i płaskie.
O poranku znikała gdzieś magia i soczyste kolory, w których widziałam swoją przyszłość, jednak następnego wieczoru marzenia powracały na nowo. Tak było przez lata mojego dorastania.
W swoich fantazjach byłam "mocarna", ważna, pewna siebie, piękna i "posiadająca"- zarówno pieniądze jak i uznanie.
Nie skłamię jeśli przyznam, że te wszystkie, "wymarzone marzenia" spełniły się. Jednak w pewnym momencie, mnie, dorosłej kobiecie, magiczne myślenie gdzieś uciekło. Kładłam się do łóżka wymęczona i bezmyślna. Wstawałam przygnieciona nawałem codziennych obowiązków i piętrzącymi się z dnia na dzień problemami. Muzyka, którą tak kocham, przestała cieszyć moje uszy. Samochodem jeździłam w zupełnej ciszy, nieobecna, z twarzą wygiętą w grymasie świadczącym o tym, że brałam udział w zderzeniu czołowym. I tak właśnie było - poszłam "na czołowe" z życiem. Nie mogłam oprzeć się myśli, ze wszystko wymyka mi się spod kontroli, że nad niczym nie panuję. Było coraz gorzej.
Wywodzę się z rodziny "bab twardzielek", więc o załamaniu się nie było mowy. W tej rodzinie to "nie przystoi". Jednak... Działałam jak półautomat. Tylko dla dzieci wyłączałam w sobie "automatycznego pilota". Działałam, bo wiedziałam, że tak trzeba, że tak powinno się robić, ale robiłam to przez zaciśnięte zęby i pięści, Wciąż powtarzałam sobie w myślach; "TO minie, to jest jak wahadło -odchyla się przecież w obie strony, TO jest jak giełda - jest czas hossy i bessy. Teraz jest bessa".
Nie pomagało. W końcu... "oświeciło" mnie... Przypuszczam, że tak właśnie czuje się anorektyk, gdy postanawia wyzdrowieć - dostaje dreszczy na widok jedzenia, ale zmusza się by przełknąć choćby kęs, bo wie, że to jedyna droga ku lepszemu.
Zaczęłam znowu myśleć o tym, co sprawia mi radość, co chciałabym, by mnie spotkało. Wreszcie znów "widzę" miejsca i ludzi, w których otoczeniu chciałabym spędzać czas, czuję emocje, które pogubiłam w drodze do "Krainy Beznadziei", a których pragnę... Wieczorami "ćwiczę" przyjemne myśli. Z początku było to bardzo trudne. Koszmary dnia spadały jak głazy na moje pierwsze - po długiej, "emocjonalnej zimie" - nieśmiałe, pozytywne myśli. Co rusz łapałam się na tym, że już nie marzę lecz znowu umartwiam się nad tym, co jutro zrobię z tym czy tamtym, "śmierdzącym tematem".
Po kilku dniach intensywnego zmuszania się do karmienia umysłu dobrą myślą, "wróciła do mnie" muzyka.
Zmieniarka w aucie znowu jest w ruchu, podobnie jak sprzęt w domu i słuchawki na spacerze.
W chwili gdy to piszę, do mojej głowy sączy się po kabelkach "Anchorless" (De -Phazz).
Jest mi dobrze, pomimo, że "realnie" nadal jest - dyplomatycznie rzecz ujmując- nieciekawie.
Uśmiecham się, bo już wiem co jest za zakrętem...Tam jest to, co sobie wymarzę!
https://www.youtube.com/watch?v=tFTIlnJpYos
https://www.youtube.com/watch?v=tFTIlnJpYos
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz