Konia z rzędem temu, kto powie mi dlaczego jeden niewinny Milky Way, którego z wyrzutem pochłaniam w minutę ma w sobie 100 kalorii? I dlaczego potem muszę wytapiać z siebie tę nieadekwatną przyjemność przez minut piętnaście? Do tego celu używam roweru bez kółek, a dodatkowo jeszcze godzinę dręczę ciało innymi wygibasami, bo jak wiadomo nie jednym "milkiłejem" dziennie człowiek się żywi i nie on jeden przechodzi cudowną transformację w mniej cudowny brzuszek, pośladek, czy sążne udko.
Jak każdy śmiertelnik na dwóch nogach mam swoje rytuały. Śniadanko, potem kawusia, a do kawusi "coś dobrego".
Oczywiste jest, że za "coś dobrego" nie służy kiszona kapusta, ani ogórek konserwowy. Malutkie, niewinne ciasteczko, czekoladka nadziewana czymś równie niewinnym, albo ten cholerny "milky"...
"Milky'ego"cechuje bezwzględna systematyczność. Pojawia się u mnie każdego dnia, każe się rozbierać z papierka i podziwiać swoje walory oraz bogate wnętrze. Ulegam zawsze. Konsumpcja murowana, przyjemność gwarantowana.
Potem oczywiście kac moralny, bo znowu nie wytrzymałam i "puściłam się" z Milky Way'em.
Potem oczywiście kac moralny, bo znowu nie wytrzymałam i "puściłam się" z Milky Way'em.
pamiętam występującą kiedyś słabość do czekoladek "after eight" :)
OdpowiedzUsuńhahahahahha...proszę nie zdradzać tajemnic służbowych ;-p :-)))
OdpowiedzUsuńdodam tylko, że ostatnio widziałem w Brukseli wielkanocnego zająca z czekolady after eight :)
OdpowiedzUsuń