niedziela, 17 lutego 2013

Tamagotchi

Pamiętacie elektroniczną zabawkę w kształcie jajka o egzotycznie brzmiącej nazwie Tamagotchi? Któż inny mógł ją wymyślić jak nie wszechmocni Japończycy...
W latach 90 - tych ubiegłego wieku wszystkie dzieci (?) sfiksowały na punkcie mycia, wysadzania i karmienia wirtualnego zwierzaka. Projekt nie umarł i stworzenie dostało kolejne życie  - tym razem w telefonach komórkowych.
Permanentnie ganię dzieciaki za robienie z telefonu konsoli do gier, niemniej wciąż znajduję - również na swoich telefonach, zamontowane nowe gierki. Przed wyjazdem na ferie syn jęczał bez przerwy, bym opiekowała się jego Pou. Nie wiedziałam o co chodzi, dopóki któregoś dnia nie nacisnęłam ikonki na pulpicie swojego Ericssona, kiedy to moim oczom ukazało się żółte, drżące stworzenie, w kształcie trójkąta równobocznego z zaokrąglonymi bokami. Jego graficzne, ruszające się oczka wyrażały przerażenie, a z paszczy dobywał się dźwięk niezadowolenia. "Czegoż to ludzie nie wymyślą" - pomyślałam, po czym zrobiło mi się żal stwora i intuicyjnie zaczęłam wciskać wszystkie guziki, byleby tylko "żółty" przestał drżeć i robić miny jakby umierał. Po trzech dniach wiedziałam co i jak; gdy drży, oznacza to, że jest chory, albo głodny, więc trzeba iść do lodówki i go nakarmić, a jeśli  nic w niej nie ma, należy wcisnąć zielony plusik i dokupić trochę żarcia - głównie słodyczy, sushi i fast foodu, bo zdrowej żywności w grze dla dzieci nie uświadczysz. 
Oczywiście, by dokupić trzeba mieć, a żeby kasę mieć trzeba grać (???). Pou czasem odmawia jedzenia, bo jest przekarmiony, albo robi kupę i się brudzi. Czasem brakuje mu energii, a czasami trzeba go "wybawić" do czego służy piłeczka. 
Tak się w to "opiekowanie" wciągnęłam, że pomimo powrotu dziecka z wypadu tydzień temu, ja wciąż niańczę to "nie wiadomo co", nawet czekając w kolejce do lekarza, co wywołuje zdumienie i dezaprobatę u współkolejkowiczów. Nie wspomnę już o tym, że gdy kładę się spać, tak kombinuję, by Pou też miał porę spania, co bym w nocy wstawać do niego nie musiała...  

1 komentarz: