środa, 20 marca 2013

Pierwsza doba

Po dramatycznych wydarzeniach i będących ich konsekwencją trudnych zabiegach operacyjnych, ratujących pacjentom życie, rodzina zazwyczaj słyszy komunikat: "Decydująca jest pierwsza doba, jeśli ją przetrwa - wyjdzie z tego".
Doświadczamy w życiu bólu niejednokrotnie. Fizycznego i psychicznego. Nie sposób ocenić, który jest gorszy. Na jeden i na drugi można wziąć prochy i stępić lub - jak kto woli - uśmierzyć prawie wszystko. Z myśleniem włącznie. 
Nieraz przeżywałam swoją "pierwszą dobę". Nadeszła kolejna pierwsza. Przetrwałam, znaczy to, że prawdopodobnie z tego wyjdę. Ale jest warunek: nie złapać nowej Bakterii, albo innego cholernego Wirusa. Bo przecież system odporności się zawalił i człowiek bezbronny jest jak plecy taksówkarza. Lekarze zalecają delikwentom z rozpieprzoną odpornością izolację, więc robię sobie absolutnie nieprzymusową kwarantannę. Blokuję obecnej i potencjalnej Zarazie dojście do wrażliwych części mojego organizmu. Głowa najważniejsza, więc chronię ją z wyjątkowym pietyzmem. Mózgu jeszcze nie potrafią wymienić, więc pilnuję, by głowy nie stracić.
By nie stracić czujności - nie uciszam bolących myśli niczym. Biorę wszystko na klatę i na zwoje takie jakie jest.
Wolę ostrość widzenia, świeżość umysłu i refleks w reagowaniu niż nieobecny wzrok, spowolnienie we wnioskowaniu i widzenie rzeczy i barw, których nie ma. Halucynacje i imaginacje - nawet te upragnione, nie mają żadnej wartości, bo są tylko omamem. Wybieram  realny niepokój zamiast urojonego spokoju. Wybieram decydowanie za siebie. Stawiam na ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
Bo w świecie jej tak mało, a mnie się  "przytrafiła" i jestem z niej dumna. Jestem dumna z odpowiedzialności za siebie i za tych, których kocham i, na których mi zależy. Tym, którzy nie wiedzą o czym mówię, albo tylko wydaje im się, że wiedzą - współczuję. Pierwsza doba za mną. Nadal tu jestem. Czy to nie piękne?

1 komentarz: