środa, 10 lipca 2013

Supermodel Proxima

Czekam w ogródku "Międzywojennej" na kompana do alkoholizowania się tego pięknego, poniedziałkowego wieczoru. Popijam piwko, bo co mi tam - przecież przy tatarze i "pięćdziesiątce" sama nie będę siedziała.
Za moimi plecami słyszę tokującą do telefonu Kobietę. Ciekawe rzeczy opowiada, więc najdyskretniej jak tylko potrafię odwracam głowę, by ciekawość - jak niewiasta wygląda - zaspokoić.
Mija kwadrans i Kobieta wstaje od swojego stolika, by po chwili dosiąść się do mojego.
- Przepraszam, ile pani ma wzrostu? - Zagaduje bez zbędnych kurtuazji.
- Sto siedemdziesiąt dwa centymetry. - Odpowiadam machinalnie, bom zaskoczona totalnie pytaniem tak nagłym i niespodziewanym. W następnej kolejności kobieta stwierdza, że to cudownie, bo oto w ich agencji modelek...
- Proszę Pani... - Przerywam Kobiecie, maksymalnie zbliżając twarz do jej twarzy, by ułatwić jej odgadnięcie odpowiedzi na pytanie, którym zamierzam ją poczęstować. 
- Czy Pani wie ile ja mam lat? Trzydzieści osiem. - Odpowiadam, nie czekając, aż Scout potwierdzi gotowość do przyjęcia rozczarowującej informacji.
- To cudownie. - Stwierdza cudowność po raz drugi moja rozmówczyni. - ... Bo my właśnie dojrzałych kobiet szukamy.
Wlepia mi wizytowko - ulotkę z namiarami na siebie i ich agencję, pobiera moje imię, nazwisko oraz telefon i prosi bym się odezwała, wcześniej odwiedzając ich stronę i wypełniając ankietę osobową.
Myślę sobie: "kurna, jak miło... jako antyk mam jakąś wartość estetyczną" i podbudowana tym zdarzeniem kontynuuję przemiły wieczór biesiadując i organizmu nie oszczędzając.
Oczywiście - jako istota pogodna i otwarta z natury - opowiadam "w towarzystwie" i w domu co to oto mi się przytrafiło i udaję, że nie widzę niedowierzania w oczach "Otoczenia" , bo przecież ja wiem, że tak było jak mówię i kropka. 
Dzień później i wieczorem zasiadam przed kompem, odpalam stronę agencji i szukam zakładki z programem dla "antyków". Stwierdzam, że same tu młode ciała i buzie, ale "kij tam" - myślę i brnę dalej - wszak takiej szansy na karierę światową jako supermodel nie pogrzebię przecież. Odpalam ankietę, o której wspominała Pani Łowca Talentów - jak to jej stanowisko ładnie określili w broszurze. W danych obowiązkowych oczywiście imię, nazwisko, telefon, data urodzenia... Klikam dzień - siódemka wchodzi gładko, miesiąc... z majem też nie ma problemu, no i wreszcie rok... rook... roookkkkkk!!!! Zaczynam się pocić i dusić klawisz z numerem siedem, bo suwak zaczyna się od 1980 i jedzie do góry... Za cholerę nie daje się zsunąć na 1975... "Matkoooo... baba sobie ze mnie zakpiła." - Myślę i zaczynam czuć się fatalniej niż chwilę temu, pomimo, że miałam wrażenie, iż już gorzej czuć się nie da. 
Wydaję z siebie dziki skowyt, tak niby dla żartu i dla zatuszowania naprężeń w mojej głowie, które pchają  moją mimikę w kierunku grymasu płaczu. Kątem oka widzę jak córce - dotychczas dzielnie mi sekundującej - drżą ramiona na skutek niepohamowanego śmiechu skierowanego - zapewne przez szacunek i miłość do matki - do wewnątrz ciała.
Z głupkowatym wyrazem twarzy i szczerym poświęceniem usiłuje mnie pocieszać, ale brzmi to słabo i zmusza do zadowolenia się faktem, że na stare drewno też bywa zapotrzebowanie. Szkoda tylko, że tak bardzo na granicy błędu statystycznego, że nikomu nie opłaca się dolepić kilku cyferek na skali wieku dla tych, co mają więcej niż dwadzieścia parę słojów...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz