Czasem coś im jednak przeskakuje i zadziwiają mnie swoją inwencją.
Synek mój - Dżentelmen przez duże "DŻE", co prawda nie podnosi tyłka nad krzesłem gdy damy wstają od stołu, za to otwiera mi drzwi w samochodzie i zawsze odpisuje na sms - y. Między innymi oczywiście, bo robi też wiele innych, bardzo chwytających za kobiecą dusze rzeczy. Bywa jednak czasem, że...
Wczoraj wyjeżdżał na wycieczkę historyczną (!), więc pośpieszyłam z pomocą przy pakowaniu zanim zdążył sam się tym zająć. Bluza, kurtka, spodnie, podkoszulki...
Idę do szuflady z bokserkami i skarpetkami. Widzę młyn totalny, więc ciągnę za jedną skarpetkę, by od czegoś rozpocząć rozplątywanie tego kłębowiska.
Nagle moim oczom ukazuje się kolor zielony o konsystencji mchu. Przyklękam do szuflady w nadziei, że to co widzę nie istnieje. Omiatam niespokojnym spojrzeniem całość, po czym koncentruję wzrok na poszczególnych elementach: jedna spleśniała kanapka z szynką, skarpeta, druga z kiełbasą - czarna prawie, slipki... i jeszcze pięć kanapek upchanych w rogu, w foli aluminiowej spod której wyziera nowe życie. Patrząc na to sama zzieleniałam z wkur...rzenia.
Dobrze, że chłopak nie wrócił ze szkoły w momencie nadejścia pierwszej fali kulminacyjnej, kiedy to krew wybiła mi na twarz niczym woda z zatkanej studzienki.
Gdy przyszedł, byłam już w stanie w miarę spokojnie zadać pytanie: "Czy możesz mi wyjaśnić co kanapki robią w twojej szufladzie z bielizną?" Odpowiedź była bardzo męska - czytaj - precyzyjna: "Nie potrafię tego wyjaśnić"....
Gdy przyszedł, byłam już w stanie w miarę spokojnie zadać pytanie: "Czy możesz mi wyjaśnić co kanapki robią w twojej szufladzie z bielizną?" Odpowiedź była bardzo męska - czytaj - precyzyjna: "Nie potrafię tego wyjaśnić"....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz