środa, 17 kwietnia 2013

Kill him

Rzecz będzie tym razem o wykolejeńcach odsiadujących kary 25 - ciu lat pozbawienia wolności w ramach ustawy o amnestii z 1989 roku, znoszącej karę śmierci. Ustawa ta nie przewidywała zamiany "kaesa" na dożywocie.
Dziś mamy poważny problem co zrobić z mordercami, pedofilami i tym podobnymi amatorami ekstremalnych doznań nie mieszczących się w normach prawnych ani społecznych, którym kara dobiega końca.
Zgodnie z prawem trzeba ich wypuścić na wolność, bo prawo nie przewiduje podwójnej kary za jeden czyn zabroniony. Prawo też - jak wiemy - nie działa wstecz, więc nie da się korektorem zamazać "25 lat" i nagryzmolić "dożywocie". Skóra mi cierpnie na myśl, że już wkrótce mogę spotkać się z takim popaprańcem oko w oko na ulicy, albo otrzeć się może o niego moje dziecko. W tak skrajnych przypadkach nikt nie waży się nawet mówić o skuteczności czy zasadności resocjalizacji, bo nawet specjaliści przyznają, że u tych osobników ta funkcja nie działa, a powoływanie się na nią jako na argument za zwolnieniem tych ludzi z więzienia, byłoby niebezpiecznym nadużyciem. Na potwierdzenie tej tezy, wystarczy przytoczyć oświadczenie jednego ze skazanych, który stwierdził, że zabijanie go odpręża i, że po wyjściu z ciupy, nadal będzie szukał kontaktów z małoletnimi.
Nie przyjmuję do wiadomości bełkotu o założeniach leżących u podstaw demokratycznego państwa, o unikaniu stygmatyzacji osób, które odkupiły wyrządzone krzywdy, bo uważam, że krzywdy polegającej na zniszczeniu czy odebraniu życia niewinnemu stworzeniu, nie da się odkupić. Nie mam mściwej natury, ale w przypadkach ewidentnej winy tego kalibru uważam, że formuła "oko za oko" jest jedyną słuszną. Wiem też, że jeśli dewiant wyrządziłby krzywdę najbliższej mi istocie, nie oglądałabym się na "państwową rękę sprawiedliwości" tylko użyłabym swojej. Nie wierzę definicji resocjalizacji, bo nie wierzę, że u dojrzałej, ukształtowanej (w tym wypadku niewłaściwie) lub upośledzonej społecznie jednostki, można modyfikować cokolwiek -
z osobowością społeczną włącznie.
Jeżeli możliwe byłoby odinstalowanie w mózgownicy zdemoralizowanego delikwenta/ tki wadliwego systemu operacyjnego i zainstalowanie nowego, można by mówić o szansach na powodzenie misji.
Taka operacja jest jednak niemożliwa podobnie, jak - znowu moim zdaniem - niemożliwa jest zmiana osobowości człowieka, systemu jego wartości i zachowań nabytych w wadliwym procesie socjalizacji, czyli kształtujących się od dzieciństwa.
Oczywiście, znam jednostki, które wyrosły w przysłowiowym bagnie i "wyszły na ludzi". Jest to jednak kropla w morzu tych, którzy żyją zgodnie z maksymą: " piję denaturat, bo pił ojciec, pił dziadek, to i ja będę pił".
Niestety, trzeba się pogodzić z brutalną prawdą, że nie z wszystkiego da się zrobić wszystko i, że - niestety po raz wtóry -
z niektórych ludzi, ludzi nie będzie.
Radykalne poglądy to nie "ślepy upór", to także dylematy. Bywają jednak sytuacje oczywiste i bezdyskusyjne, tak, jak oczywiste i bezdyskusyjne bywają winy. W takich przypadkach odrzucam argumenty miłosierdzia, wybaczenia, zrozumienia, leczenia, resocjalizowania, nie stygmatyzowania, odkupienia winy, przywrócenia społeczeństwu , praw konstytucyjnych, praw człowieka, humanitarnego traktowania oraz wszelkie inne argumenty za utrzymaniem zbirów przy życiu. 
Tu jest tylko jedno "za", za którym jestem. Jest to znane wszystkim "kill him!".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz