niedziela, 27 listopada 2016

Pięknoty i brzydoty czyli a fuuu

Telewizja w ostatnich czasach zalicza upadek nie tylko wolności słowa i wyboru, ale także glebę intelektualną i ... klasową. Nie twierdzę oczywiście, że wcześniej TV karmiła nas kawiorem i pokazywała same perły, ale teraz odmóżdżanie i wspieranie "prostych, niezłożonych umysłów" ma niezwykłą moc rażenia i wsparcie władz odpowiedzialnych za ramówki. "Mój" w końcu nie zdzierżył i któregoś razu wykrzyczał mi, że nie będzie ze mną oglądał tych głupich programów, a innym razem - wytykając mi tępotę i brak ambicji  - nie tylko intelektualnej, wyrzucił z siebie zdanie nie tyle prawdziwe, co raniące i to nie tylko z grubsza, ale także z cieńsza i do spodu, a brzmiało ono mniej więcej tak: "A niby co mam z Tobą robić ??? Oglądać głupią żonę dla rolnika???!!" Cóż, kiedy nie ma co oglądać, ogląda się to, co jest, gdy człowiek zmęczony tak, że książki nie utrzyma w dłoni, a oczy tak się lepią, że na dłuższy seans filmowy z DVD nie ma co się rzucać. Pomijając fakt, że dostało się być może niesłusznie niejednej kandydatce na "głupią żonę ", a nie wyraźnie tępemu, niejednemu osłu z brudnymi szponami jak u krogulca w roli selekcjonera i  to, że ja  - jako odbiorca owego formatu - zostałam za "głupią żonę" uznana, prawdą jest, że takiego gówna w TV jakie obecnie spożywać "musimy" dawno nie było. Co tam jednak "Żona dla rolnika" z całym tym niezaprzeczalnym regresem intelektu kandydatów, tak widocznym w zderzeniu z poprzednią edycją. Teraz mamy "Chłopaków do wzięcia", których nikt nie chce wziąć i brać. Mam wrażenie, że telewizja zabrnęła nie tylko na samo dno, nie tylko pod strzechy, ale także do najbardziej zapiździałych rejonów Rzeczypospolitej Polskiej, do baraków, kontenerów i wszelkich melin, bo z takich właśnie miejsc kandydatów na chłopaków prezentuje. Siedzi taki Józek z drugim Mietkiem oraz Zenkiem we wsi głębokiej, a konkretnie pod sklepem wielobranżowym i przemysłowym, jednak w ofercie swej zawierającym proste alkohole wysokoprocentowe i wysokomózgojebne, i narzekają, że nie mają kobiety i, że żadna ich nie chce. Józek mocno podupadły na wierze, że jeszcze spotka taką, co będzie miała na czym siedzieć i czym oddychać i która go pokocha, przyjmuje argument kolegi Mietka, żeby to pierdolił, bo najlepszą kobietą dla nich jest flaszka o mocy 40 wolt, która nie tylko rozgrzeje i ukoi wszelki smutek, ale i wprawi w stan zadowolenia i da poczucie bycia "kimś" na tym zasranym świecie no i - co najważniejsze - milczy i nie zrzędzi. Chłopaki wyraźnie podbudowane argumentami Mietka, szczerzą do kamery popsute i szczątkowe uzębienie i czarnymi jak ziemia paluchami, przeczesują tłuste strąki przerzedzonych włosów, ze smakiem dopalając filtry papierosów.
Ale cicho, cicho... Oto jest para, która... mnie wzrusza. Facet koło czterdziestki, kompletnie nierozgarnięty, mieszkający w chacie w lesie, bez prądu, wody, bez niczego dosłownie, odnosi sukces i poznaje kobietę. Kobieta jest równie atrakcyjna jak on sam czyli  - w ogólnym pojęciu - kompletnie wcale. On upiekł dla niej ciasto u rzutkiego jak na to towarzystwo siostrzeńca, i który ma w domu prąd. Przygotował również skromny kwiatuszek i zapalił świeczki, bo nic innego zapalić nie mógł. Może mógłby jeszcze i ewentualnie pochodnię, ale strzecha poszłaby z dymem jak nic. Niewiasta przyjechała na rowerze, brnąc przez chaszcze i muldy, ale u progu chaty czekał dżentelmen, który - nie bacząc na tonaż wybranki - dziarsko chwycił ją w ramiona i przetargał przez próg swojej rezydencji. Rozmowa szła im naturalnie jak po grudzie, bo obydwoje byli bardzo wstydliwi i bez doświadczenia w kwestiach damsko - męskich, co jednak nie przeszkodziło im zacząć całować się w siódmej minucie spotkania. Patrzyło na to dwóch siedemnastoletnich chłopaków, znaczy się syn mój oraz jego kolega, bo zrobiliśmy sobie wieczór kanapowo - telewizyjny. Syn nie odważył się na komentarz, bo matkę swoją zna i nie chciał być wytargany za prawe ucho, jednak kolega nie mógł się oprzeć i bezustannie powtarzał "o fuu".
Koniec końców zapytałam młodzieńca, co go tak zniesmacza. 
- "Oni się całują, to jest obrzydliwe". 
- Uważasz za obrzydliwe całowanie się dwojga ludzi? - Zapytałam.
- Nie, nie, całowanie jest ok tylko wie pani, nie takich ludzi. - Odparł chłopak.
- Przecież nie tylko ładni mają prawo i ochotę, by się całować. - Stwierdziłam bez wiary, że młody da się przekonać.
Przed oczami stanęły mi ładne dziunie z siłowni, które wypinając pupki i nadymając usteczka przed wielkimi lustrami, są sobą zachwycone tak bardzo, że nikt inny nie jest w stanie zachwycić się nimi bardziej. I oczywiście napompowane indory z malującą się na twarzy pogonią za rozumem i jeszcze potężniejszymi niż radość z widoku swojego odbicia mięśniami. Takie pięknoty mogą się całować. Brzydoty w grubych okularach i  z niećwiczonym tyłkiem już nie. Bo przecież to jest "aaa fuuu". 

poniedziałek, 21 listopada 2016

Twarde chomiki

Popsuło mi się kolano lewe, w związku z czym dostałam skierowanie na rehabilitację. Zwlekałam z pójściem, ale gdy zorientowałam się, że od samego posiadania skierowania mi nie przechodzi, postanowiłam udać się na zalecone leczenie. Na miejscu dosłownie przetwórnia popsutych ludzi - głównie starszych, ale - ku mojemu pokrzepieniu - "z młodych" nie byłam sama. Kiedy sympatyczny pan rehabilitant dobrał się do mojej nogi, spociłam się jak szczur z bólu, a w pewnym momencie myślałam, że wyjdę bez kończyny. Pan rehabilitant - powściągliwy początkowo, przy kolejnym spotkaniu rozkręcił się na dobre i widząc moją niechęć do pracy w temacie, postanowił mnie zagadać. 
- A wie pani, ja to miałem trzy chomiki w życiu, tylko one mi zawsze jakoś tak twardniały. 
- Jak to twardniały??? - wytrzeszczyłam oczy, bo numeru z twardnieniem chomików nie znam, pomimo, że ja też owe miałam, a jednego zahibernowałam nawet na wieczność, gdy ten postanowił ograbić mi lodówkę.
- No wie pani, siedział sobie w klatce jak gdyby nigdy nic, a potem tak z dnia na dzień się kulił i kulił coraz bardziej, tak jakby spał, a jak po kilku dniach go tak - wie pani - poszturchałem palcem (tu nastąpiła prezentacja szturchania palcem - równie zabawna jak sama opowieść), to on taki wie pani -  normalnie taki twardy był. No i się nie ruszał...nie wiem spał tak mocno czy cooo.
- Ale obudził się potem? - spytałam bez większej nadziei w głosie, jednocześnie kuląc się i twardniejąc cała ze śmiechu.
- A gdzie tam. Spał jak zabity. I tak z każdym było. Myślałem, że one zapadają w sen zimowy.- Odparł zafrasowany Pan Artur.
Był przy tym tak naturalnie infantylny i tak zabawnie przedstawiał "szturchanie palcem twardego chomika", że łkałam ze śmiechu tak bardzo, że do naszego boksu zaglądali inni rehabilitanci, żeby zobaczyć, co się dzieje. Jak się można łatwo domyślić, kolano nie przestało mnie boleć, za to rozbolała mnie przepona ze śmiechu. Wyszłam za to znieczulona psychicznie i uhahana. To był prawdziwie profesjonalny zabieg odciążający nie tylko kolano, ale przede wszystkim mózg. Bo nie ma to jak twardy chomik panie.

niedziela, 6 listopada 2016

Bajeczka o jednej starej, stękającej babie

Wyszła za Tego Człowieka tak po prostu - bo zaproponował. Za stara i za mądra była na ciążę "z wpadki" i zbyt głupia i wkręcona w Jego pokręconą osobowość, by w porę zreflektować się, że to się nie może przecież udać. Poszła "za ten mąż", bo w sumie nie miała nic ciekawszego do roboty, zmęczona i znużona jak stary marynarz, który zwiedził wiele portów świata, w których ludzie mówili różnymi językami, jednak wciąż o tym samym. Podświadomie chyba chciała zawinąć gdzieś na stałe, chciała czegoś więcej niż ładnych obrazków, przewalających się przez jej życie jak szkiełka w kalejdoskopie, ale wciąż była ostatnią istotą na ziemi, którą ona sama lub ktokolwiek posądziłby o taką woltę czyli kolejne małżeństwo. Gość wkurwiał ją i fascynował jednocześnie, ale fascynacja brała górę nad irytacją, bo Facet nic, a nic nie był przecież nudny jak inni. Nie pierdolił głodnych kawałków o swojej przewadze nad pozostałymi samcami i nie prawił obślizgłych komplementów, których celem zazwyczaj jest nieposkromiona potrzeba zaciągnięcia ofiary w bety lub i - w ostateczności - do toalety. Tak, nuda w gościu i brak wyrazistości kastrowały ją zarówno z libido jak i zainteresowania takim bezpłciowym palantem. Ten, to co innego - wiecznie pogrążony w ciężkich myślach, czego znakiem były głębokie bruzdy na czole, inteligentny tak, że ciary chodziły jej po plecach, kiedy z rzadka, ale jednak coś mówił, zabawny złośliwie, pragmatyczny uciążliwie, rozkminiający wszystko i rozkładający na czynniki pierwsze, zaradny, pachnący, sarkastyczny, pedantyczny detalista, czytający w myślach niczym w otwartej książce. Dżentelmen. Szarmancki. Ekskluzywny Introwertyk. Rozdarty Facet z Przeszłością. Ogarnięty. Pociągający. Miał wszystko. I mógłby mieć każdą kobietę chyba, ale zachowywał się tak jakby nie miał tego świadomości. Jej nie chciał. Zranić. Podobno nie chciał jej zrobić krzywdy dlatego ją trzymał na dystans i uciekał za każdym razem, gdy zbyt się do niej zbliżył. Kiedy ją odpychał, ona ustępowała bez oporu i usuwała się w cień. Potem jednak wracał. Ona zawsze Go przyjmowała. Potem się oświadczył. I poszli za ten mąż. I miewali piękne chwile, ale On wolał celebrować te brzydsze. Cisza piekła ją w uszy, złośliwostki coraz częściej kierowane pod jej adresem i sarkazm jak żądło wbijający się prosto w mózg, przenikliwość, która teraz miała służyć do tego, by odebrać jej godność i pewność siebie, to wszystko przestało kręcić, a zaczęło męczyć. Wcześniej  - po dużym "nieporozumieniu" - dostawała sms: "Kocham Cię, nie mogę bez Ciebie żyć", dwie wiosny później czytała już tylko "Przepraszam, nie da się z Tobą żyć." 
Teoretycznie, nawet jeśli sztorm na morzu, a statek wciąż płynie "brzuchem do dołu", to jest nadzieja, że wypłynie na spokojne wody. Trzeba "tylko" rozsądku, cierpliwości i opanowania kapitana. I szczerej chęci. Teoretycznie.

piątek, 28 października 2016

Miłość taka i nie taka

Jest zimno, ludzie na ulicy schowani po nos w kołnierze kurtek, a w ogrodowym basenie saunarium same golasy. Zawijam się ciaśniej w ręcznik i kulę w człowieku, podwijając palce w mokrych klapkach. Chcę jak najszybciej dobiec do zbiornika z wodą ciepłą jak zupa. Galopuję niezgrabnie, z trudem utrzymując równowagę w śliskim obuwiu i o mały włos nie przewracam pary dziadziusiów, którzy wyglądają jakby byli razem z pięćdziesiąt lat, bo raz, że od tego bycia razem zupełnie i totalnie stali się do siebie podobni, a dwa, że mają chyba po siedemdziesiąt lat z okładem i to grubym, więc te złote gody są mocno prawdopodobne. Dziadziusie nie przewrócili się na skutek mojego natarcia tylko dlatego, że ich wolne od ręczników dłonie trzymały się razem w mocnym uścisku. Wyglądali tak jakby jedno bez drugiego nie mogło przeżyć nawet minuty i jakby bali się, że się sobie zgubią. Popatrzyłam z rozczuleniem jak dziadziuś puszcza ręcznik, którym zakrywał swoją męskość, by z męstwem przytrzymać mocniej i uchronić przed upadkiem swoją kobietę. Przez ten ułamek sekundy pozazdrościłam jej. Potem zobaczyłam Ich znowu w saunie. Dziadziuś całował babcię to w ramię, to w szyję, jednocześnie wpatrując się z zachwytem w jej już jedynie domyślny owal twarzy. Babciusia nie odwzajemniała nawet w minimalnym stopniu otrzymywanych, ciepłych gestów, siedziała z rękoma splecionymi na udach i musztrowała dziadka, żeby przestał. Nie chciałam tak pomyśleć, ale pomyślałam : "Może to jest właśnie sposób na to, by gorączka i namiętność w mężczyźnie nie gasły?" Ciągłe staranie, wieczna niepewność i konieczność nieustannego zabiegania o względy swojej kobiety, prawdziwych mężczyzn najwyraźniej nie męczą. A może nie męczą tylko tych "starej daty"? Większość dzisiejszej populacji jest raczej zawiedziona i w krótszym bądź dłuższym odrobinę czasie dochodzi do wniosku, że kobieta, w której się zakochali jest bezwartościowa, nieudolna, niezdolna, a do tego zakłamana i niewdzięczna. Stwierdzają, że nie mają siły już dłużej "tego wszystkiego" znosić, dlatego odchodzą. Nie podnoszą ciężaru jakim  jest odpowiedzialność za podjęte decyzje, za drugiego człowieka, za to, żeby związek czuł się dobrze, a oni w tym związku byli szczęśliwi.  Drobny problem destabilizuje układ nerwowy współczesnego mężczyzny, a brak uległości partnerki, sprawia, że on wierzy, że musi to zakończyć. Ja natomiast nie wierzę, że para, której o mały włos nie rozniosłam na trawie ogrodu, spijała sobie tylko miód z ust przez całe wieki wspólnego życia. Nie uwierzę też, że którekolwiek z nich robiło wszystko żeby drobne nieporozumienia przeradzały się w wielkie awantury, a wielkie awantury w huczne...rozstania. Myślę, że i kiedyś i dziś Prawdziwy Mężczyzna woli okazać męstwo, wytrzymać i "puścić ręcznik" i -  być może - narazić się na drwiny z powodu swojej męskości, niż wypuścić z rąk to, co ma najcenniejsze czyli drugiego człowieka - szczególnie, gdy wie, że jest przez niego kochany. Prawdziwy Mężczyzna nie oczekuje wdzięczności za zachowanie, które jest częścią Prawdziwego Mężczyzny - nie oczekuje peanów na swoją cześć za uczynienie tego, co dla Faceta powinno być naturalne - chronienie kobiety. Ale czasami bywa inaczej i pozorny komfort posiadania ręcznika wygrywa z wartością jaką jest komfort bycia razem. Na dobre i na złe.

wtorek, 20 września 2016

Nerve

Poszłam do kina z pobudek osobistych. Potrzebowałam rozładować wkurwienie to znaczy uciec od ostentacyjnej ciszy w domu i wariackiej wrzawy w pulsującej ludźmi galerii. Jazda "przed siebie" odpadała, bo najeździłam się już tyle "dla odprężenia", że zliczając wszystkie kilometry, dojechałabym już chyba do Afryki i z powrotem. Na dworze zimno jak w psiej budzie, a jedyne w miarę znośne miejsce odosobnienia to kino. Na "Bryżit Dżons" byłam dzień wcześniej z Moim, więc tym razem mogłam wybierać pomiędzy krępującą mizerotą aktorską "Smoleńska" lub zagadkowym "Nerve". Wybrałam naturalnie opcję numer dwa. Jak już wspomniałam, szłam z zamysłem wyluzowania i złapania dystansu do wszystkiego, do czego dystansu jakoś załapać nie potrafię, chociaż bardzo się staram. Finalnie ogryzałam paznokcie i zakrywałam oczy dłońmi, bo nie miałam obok pachnącej pachy Mojego, pod którą mogłabym się skulić i przetrwać sceny mącące w - i tak już sporym - bałaganie w mojej głowie. Ale po kolei... Wszedłszy na salę, czułam się głupio, bo - i po pierwsze - dziwnie mi się od pewnego czasu chodzi samej do kina, a po drugie sala pełna była małolatów rok produkcji 1999. "Kij tam" - pomyślałam i - jak zwykle, gdy udaję singla - zaszyłam się w najciemniejszym kącie kina, żeby nie słyszeć ciamkania wiecznie głodnych i pomlaskiwań chwilowo napalonych, mających życzenie całować się właśnie tutaj. Film zaczął się zbyt "science fiction" jak na mój wiek, przez chwilę myślałam nawet, że nie dotrwam do końca, ale już dziesięć minut później byłam wkręcona kompletnie. Nie zdradzając szczegółów, powiem tylko, że pomijając - jak dla mnie - głupawą muzyczkę dla amerykańskich nastolatków, matki i ich udupione w necie na wieczność i przez siedem dni w tygodniu małolaty powinny iść i obejrzeć ten obraz razem. Wielu rodziców wie, że istnieje coś takiego jak "życie w necie", ale na tym kończy się ich blade pojęcie. Wielu rodziców myśli, że pasta to pasta, a "pasta" to również taki niby "post"na portalu łudząco przypominającym FB, ale pełnym obrzydliwości, nienawiści, podżegania do poniżania, szydzenia, obrażania i poglądów dzieci, opisanych kompletnie niezrozumiałym lecz pełnym wulgaryzmów językiem. "DarkNet" to już wyższa szkoła jazdy - nie tylko dla tetryków. Na szczęście. Na szczęście nie wszystkie nastolatki grzebią głębiej i na szczęście nie wiedzą, że istnieją kosztowne nie tylko emocjonalnie zamienniki FB, gdzie żeby zostać przyjętym do "grona" trzeba się wyrzygać on - line, albo wypić wodę z muszli klozetowej. I to jeszcze pół biedy jest. Bieda zaczyna się wtedy, gdy dzieciak pod wpływem presji otoczenia, dla popularności, a czasem kasy zaczyna robić naprawdę głupie i niebezpieczne rzeczy jak na przykład jazda na motocyklu z zawiązanymi oczami lub zwisanie kilkadziesiąt metrów nad ziemią z żurawia budowlanego. Idźcie i zobaczcie. Zyskacie wspólny czas i swoją oraz Dzieciaka... świadomość. Żadna gadka umoralniająca nie przemówi do wyobraźni Młodego Człowieka tak jak widok rówieśnika w matni.

niedziela, 4 września 2016

Real MAN

Wkurzam się czasem na Mojego, że niewrażliwy na moje cierpienie, że zaszyty w swoje myśli jak za komuny dolary w podszewkę marynarki, że obojętny na moje zmartwienia, że gazetę czyta jak ja wrzeszczę, że jak już mi się uda wreszcie zmusić do jakiejś reakcji, to brzydkie mi rzeczy mówi, że przeprasza za rzadko, że obraża się za często, nie słucha zbyt uważnie, że mówi za mało, że tak mnie wkurza, że i leżakiem szurnę po balkonie i pilotem rąbnę o podłogę, a łaciński język rozwijam w tempie imponującym. Ale wiem, że właśnie takiego chcę i, że prawie każda dojrzała Kobieta takiego właśnie by chciała chcieć mieć. Bo dojrzałe Kobiety już się nabyły z dupami wołowymi, życiowo nieudolnymi, z premedytacją spolegliwymi, z wyuczoną niezaradnością, z fachową bezsilnością, z brakiem ikry, z brakiem celu, ze śliskim na inne baby okiem i z tępo na wybrankę swoją skierowanym wzrokiem. Mój taki chropowaty jest czasem, ale nigdy nie pizdowaty i  nigdy nie mówi, że się nie da, że nie umie, że później, że nigdy, że po co. Nauczyłam się w życiu być harda i twarda i wydawało mi się, że taka samodzielność totalna mnie jara. Dziś jestem spolegliwa bardziej i  - nad czym nie mogę wyjść z podziwu - to mnie cieszy i daje  radość. Bo nie jestem już samotna. Lubię jak Mój jest zazdrosny, bo Były zazdrosny nie był. Lubię kiedy jest upierdliwie uparty i zawzięty, bo wiem, że to dowód na odpowiedzialność za mnie i rodzinę i wiem, że nie rozłoży rąk i nie stanie jak mameja w sytuacji podbramkowej tylko będzie walczył. Kiedy już wreszcie nauczyłam się być kobietą, niczego nie straciłam...Facet powinien też pogłaskać swoją kobietę po włosach, chcieć robić jej niespodzianki, kupować kwiaty, zawstydzać ją kolejnym prezentem bez okazji i mieć potrzebę chwalenia się nią na mieście. Nie, nie uważam, że to jest seksistowskie podejście. Uważam, że Kobieta ma prawo i obowiązek być kobieca i winna mieć zakaz obcinania jaj swojemu Mężczyźnie. Jako eks twardzielka wiem, że głupia byłam próbując być jak mężczyzna. Takie twarde sztuki wyją w poduchy, gdy nikt nie widzi. Ja sobie wyję obecnie kiedy chcę i nie łajam się bynajmniej, że to takie "niemęskie". Czasem mam z tego korzyść, bo Mój mnie potem przytula jeszcze bardziej i kocha jeszcze mocniej. Bo każdy chce się czuć komuś potrzebny, a tak się właśnie czuje człowiek, gdy kogoś wspiera i pociesza. A po co twardej Zośce Samośce czuły facet jak ona przecież nikogo nie potrzebuje? No to jak pokazuje światu, że nie potrzebuje, to nie ma. Proste.

piątek, 2 września 2016

Rest

W sypialni było tylko łoże małżeńskie, dwie szafki nocne z lampkami i łóżeczko dla niemowlaka. Dziecka nie było tam od lat, zdążyło już pewnie z niego wyrosnąć, ale mężczyzna najwyraźniej nie mógł pogodzić się z rozstaniem z synem. Z framugi okna odpadał tynk. To efekt deszczu sprzed kilku laty. Nigdy nie było jakoś czasu ani motywacji żeby to naprawić. Ostatni raz byłam tutaj trzy lata temu. Nic się nie zmieniło, Te same żaluzje w oknach, meble ani o centymetr nie przesunięte. Przez zakurzone szyby i srebrne, połączone sznurkiem linijki metalu przebijało ostre słońce. Stałam w drzwiach i patrzyłam jak przeciąga się nagi na łóżku, rozprostowuje smukłe  ramiona pływaka i pręży długie ciało. Było mu dobrze, wręcz leniwie, twarz miał zrelaksowaną, a oczy przymknięte. Biała, zmierzwiona pościel odbijała światło, przez co w pokoju było jeszcze jaśniej i jeszcze cieplej. Sprawiał wrażenie, jakby nie miał świadomości mojej obecności. Tak też się czułam - jakby mnie tam nie było, ale ciepło wyraźnie pieściło moją twarz, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że moje ciało tu jest. Patrzyłam z zachwytem na mężczyznę, wyglądającego niczym ruchoma rzeźba i wiedziałam, że nie mogę go dotknąć. Bo przecież mnie tu nie ma. Nie czułam z tego powodu żalu, bo wiedziałam, że jestem szczęśliwa tam, gdzie jestem teraz. Dlatego tylko patrzyłam, bo skoro już się tu znalazłam i mi otworzono, pomyślałam, że przyjemnie ogrzać wzrok promieniami słońca muskającymi zrelaksowane, silne ciało. Stałam tak w progu, za lekko uchylonym skrzydłem drzwi i było mi cudownie. Nie mogłam zamknąć oczu, żeby nie patrzeć, bo... spałam. Było mi dobrze, chciałam żeby ta chwila trwała jak najdłużej i w nieskończoność odwlekałam moment powrotu, bo pierwszy raz od tygodni miałam ładny sen - bez brudnej wody, powodzi, tsunami, dziurawych mostów i płaczących dzieci.