piątek, 2 września 2016

Rest

W sypialni było tylko łoże małżeńskie, dwie szafki nocne z lampkami i łóżeczko dla niemowlaka. Dziecka nie było tam od lat, zdążyło już pewnie z niego wyrosnąć, ale mężczyzna najwyraźniej nie mógł pogodzić się z rozstaniem z synem. Z framugi okna odpadał tynk. To efekt deszczu sprzed kilku laty. Nigdy nie było jakoś czasu ani motywacji żeby to naprawić. Ostatni raz byłam tutaj trzy lata temu. Nic się nie zmieniło, Te same żaluzje w oknach, meble ani o centymetr nie przesunięte. Przez zakurzone szyby i srebrne, połączone sznurkiem linijki metalu przebijało ostre słońce. Stałam w drzwiach i patrzyłam jak przeciąga się nagi na łóżku, rozprostowuje smukłe  ramiona pływaka i pręży długie ciało. Było mu dobrze, wręcz leniwie, twarz miał zrelaksowaną, a oczy przymknięte. Biała, zmierzwiona pościel odbijała światło, przez co w pokoju było jeszcze jaśniej i jeszcze cieplej. Sprawiał wrażenie, jakby nie miał świadomości mojej obecności. Tak też się czułam - jakby mnie tam nie było, ale ciepło wyraźnie pieściło moją twarz, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że moje ciało tu jest. Patrzyłam z zachwytem na mężczyznę, wyglądającego niczym ruchoma rzeźba i wiedziałam, że nie mogę go dotknąć. Bo przecież mnie tu nie ma. Nie czułam z tego powodu żalu, bo wiedziałam, że jestem szczęśliwa tam, gdzie jestem teraz. Dlatego tylko patrzyłam, bo skoro już się tu znalazłam i mi otworzono, pomyślałam, że przyjemnie ogrzać wzrok promieniami słońca muskającymi zrelaksowane, silne ciało. Stałam tak w progu, za lekko uchylonym skrzydłem drzwi i było mi cudownie. Nie mogłam zamknąć oczu, żeby nie patrzeć, bo... spałam. Było mi dobrze, chciałam żeby ta chwila trwała jak najdłużej i w nieskończoność odwlekałam moment powrotu, bo pierwszy raz od tygodni miałam ładny sen - bez brudnej wody, powodzi, tsunami, dziurawych mostów i płaczących dzieci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz