
wtorek, 28 lipca 2015
"Jestem po medycynie" czyli "Dzikie Historie" po polsku

środa, 22 lipca 2015
Świeży umysł

poniedziałek, 13 lipca 2015
Kwestia wyboru, rzecz charakteru

Kupuję pomidory. Podaję starszej kobiecie jedna po drugiej dorodne, czerwone kulki, a ta wkłada je w milczeniu do foliowego worka i bezskutecznie stara się powstrzymać kłopotliwe kasłanie. W końcu odruch staje się silniejszy i z jej piersi wydobywa się rzężący charkot. "Boże, czy pani jest chora?" - pytam zszokowana wydobywającymi się z przekupki dźwiękami. "Niee, to fajki tylko." - pada odpowiedź. Nie mogę powstrzymać zdumienia i ciekawości, dlatego pytam dalej, między innymi ile tych fajek dziennie pochłania. Kobita pali paczuchę dziennie, a i czasem ta nie wystarcza. "Nie boi się pani o swoje zdrowie?" - niegrzecznie drążę temat i mimochodem wtłaczam się w rolę zafrasowanej kwoki. "Pani kochana, ja od czterdziestu i pięciu lat palę i nie przestanę. Zresztą o co mam się bać...dzieci duże, wnuki odchowane, a i tak piach mnie czeka i tak". "No tak, jej wybór" - myślę sobie i uważam temat za zamknięty, bo argumenty są nie do zbicia.
Lubię dokumentalne filmy i gadanie starszych ludzi, więc o Danucie Szaflarskiej oglądałam razu pewnego opowieść, która - pomimo braku wpływu na to, że wojna ją zastała i prawie zmiotła z tego świata - przetrwała. Bo bardzo chciała. Patrzę na twarz stulatki i widzę jasność, radość, spokój i pogodę ducha. Przetrwała, bo się uparła, a los jej trochę w tym pomógł. Druga Babciusia stuletnia, zapytana jakim cudem trzyma się w takiej kondycji i zdrowiu, odpowiada, że dwie wojny przeżyła, mąż na drugiej zawinął się do nieba, a ona prawie z tuzinem dziatwy poradzić sobie musiała i na boso, przez las jedenaście kilometrów w jedną stronę tylko, do pracy dzień w dzień zasuwała. Żadne zasrane Endomondo nie udźwignęłoby takich "prędkości" - tego jestem pewna, wszak stworzone jest dla brandzlujących się swoim jestestwem ludzi bez zajęcia, którzy z portalu sportowego, kryptorandkowy sobie zrobili i czują się o niebo lepsi od tych, co lajkują bzdety na fejsbuku. Motywują się nawzajem ochami i echami na każde przebyte pięćdziesiąt metrów, jakby idąc do warzywniaka osimiotysięcznik zdobywali. Dzisiaj już "nikt" nie biega dla siebie, biega, by wszyscy widzieli i chwalili. Biega "na głos" i wszem i wobec, za to po cichu parkuje prawie w sklepie i jeździ windą "na pierwsze". Naturalnie ukrywa to, bo przecież za to nie ma"lajków" na endo. Pisałam kiedyś o wolnej woli, dziś piszę o wolnym wyborze. Może i argumentacja straganiarki jest niedorzeczna, może i sprzeczna z modą na zdrowie i bycie "fit", ale jest szczera i prawdziwa. Niekonformistyczna postawa tej kobiety zaimponowała mi i nie potrzebuję dłuższej rozmowy, by uwierzyć, że ona naprawdę tak myśli. Zastępy zaś endomondowych owiec, uzależnionych od GPS-u jak bywalec kasyna od hazardu, czy alkoholik od flaszki, irytują mnie, bo udają, że robią to dla sportu czytaj dla siebie, a tak naprawdę robią to dla ogólnopolskiej przyjemności płynącej ze zbiorowego lizania się po fiutach.
czwartek, 9 lipca 2015
WIĘCEJ

nie chcę byś wiedział o mnie więcej
nie chcę byś drwił potem, szydził i żartował
nie chcę byś mnie sarkazmem gasił i katował
nie chcę być w Tobie zadurzona bezmyślnie
nie chcę byś mnie ranił specjalnie, rozmyślnie
chcę uczuć dobrych i wyrozumiałości
chcę w oku błysku, komplementarności
chcę ciał zjednoczenia, myśli pojednania
chcę w dzień uśmiechów i w nocy kochania
chcę tego wszystkiego... być może to wiele
chcę tego, choć nie przysięgałeś mi raju w kościele
chcę więcej i więcej - być może zbyt dużo, lecz to z Tobą właśnie
chcę twarz w słońcu ogrzewać i w Tobie chować się przed zimnem i burzą
wtorek, 7 lipca 2015
NIE.

Człowiek powinien myśleć pozytywnie, wizualizować się sukcesywnie i mantrować aktywnie. Dobre myślenie przynosi podobno dobre zdarzenie. Mądre książki mówią, że należy wyrzucić ze swojego słownika słowo "nie". Żeby to było jeszcze takie proste... Jak żyć bez "nie"? Bezspornie, będąc "na tak' i widząc szklankę do połowy pełną, nie zaś w połowie pustą jest lepiej, bo jest łatwiej. Człowiek uśmiechnięty jest szczęśliwszy, ale musi być spełniony jeden warunek: człowiek ma być uśmiechnięty sam z siebie, od wewnątrz, naturalnie, a nie dlatego, że naczytał się OSHO czy innych pierdół i zmusza się do tego jak do defekacji przy zaburzeniach jelitowych. Oczywiście staram się myśleć pozytywnie każdego dnia, wyobrażać sobie, że jestem zdrową, piękną, z wzajemnością kochaną i majętną kobietą, ale jak tu się uśmiechać i mieć dobre myśli, gdy palec przybity gwoździem do deski, ogranicza pole manewru, a i bez deski ruszyć się nie można, bo boli jeszcze bardziej niż, gdy się nie ruszasz? Dzisiaj z premedytacją jestem "na NIE". Każdego dnia staram się być opanowana, wyważona, poukładana i rozsądna. Znoszę cierpliwie rozwydrzenie, kaprysy, tupanie nogą i wrzaski otoczenia, tłumaczę sobie, że kretynizmy są niegroźne i, że problemy trzeba postrzegać jako zadania, a zadania brać odrobinę z przymrużeniem oka lecz wciąż podchodzić do nich odpowiedzialnie. Nie lecę przez życie "na lajcie", nie zamiatam pod dywan spraw trudnych lecz - nawet, gdy się boję - zasłaniam oczy i skaczę na głęboką wodę. Staram się być dobra i tolerancyjna, bo tak chcę. Czasami mam ochotę wrzeszczeć i walnąć pięścią w stół, ale staram się być powściągliwa, więc tego nie robię. Najwyżej zabieram się i idę " w pizdu", a i nawet to ostatnio ograniczyłam do zera. W efekcie chronicznego tłumienia wkurwienia, mam męczące napady tężyczki, spacer mnie nie cieszy i nie odpręża, kawa nie stawia na nogi, za to notorycznie miewam koszmary, łażę w nocy po domu i balkonie, tłukę się jak ćma od ściany do ściany, popalam jednego, dwa, albo trzy, popijam lampkę dziennie albo dwie i może trzy "niegroźnego alkoholu", a potem chodzę w dzień nieprzytomna z niedospania i wyczerpania duchowego. Dlatego odpuszczam sobie dzisiaj pozytywne myślenie i pozwalam organizmowi na bycie "na NIE". Nie chce mi się w związku z tym dzisiaj: uśmiechać dyplomatycznie, katować fizycznie, słuchać farmazonów, być uprzejma i miła, do rany przyłóż, wyrozumiała i wspaniała, ładna i pachnąca, optymizmem buchająca, układna i niekonfliktowa, koleżeńska i morowa. Nie ugotuje obiadu, nie będę czekać z utęsknieniem, nie będę "przełykać gula", zamiast wywalić kawę na ławę, nie będę się starać, nie zrobię nic kosztem swojego dobrego samopoczucia, nie posprzątam, nie popływam, nie poćwiczę. TAK! Będę dzisiaj NA NIE.
sobota, 27 czerwca 2015
Jako mąż i nie mąż

środa, 10 czerwca 2015
Pożegnanie
Gotuję rosół
jak zawsze lecz
solę łzami żalu i
mówię do siebie
wlewam cały ból po
zniszczonej miłości i
doprawiam świeżym biciem serca
w drodze do przyszłości
mieszam w tym rosole
swoje uczucia i
już sama nie wiem
dlaczego czuję w środku
te dziwne ukłucia
Odeszłam i poszłam i
jestem gdzie indziej bo
przyszedł czas na mnie i
na Ciebie przyjdzie...
Subskrybuj:
Posty (Atom)