W szkole podstawowej byłam najszybsza w klasie na sto metrów. Biegałam jak afrykański sprinter, bo byłam bardzo szczupła i miałam niebotycznie długie nogi. Na dłuższych dystansach wymiękałam, bo wątłe ciało nie miało skąd pobrać energii. W wieku dziewiętnastu lat zostałam najmłodszą żoną Oficera Wojska Polskiego - z woli własnej i nieprzymuszonej to znaczy, że przyczyną ślubu nie był przystawiony pistolet do skroni czytaj: dorobiony, puchnący brzuch. Potem zostałam najmłodszym dyrektorem w nowoczesnym korpolandzie. W każdej z tych trzech sytuacji oglądałam się za siebie, bacząc uważnie, czy peleton już mnie dogania i czy młodsi nie depczą mi po piętach. Dziś nie jestem już najmłodsza i mam inne zmartwienie. Martwię się, by mój mózg nie stetryczał, nie spleśniał, nie zaczęło mu ubywać komórek chęci, aktywności i rozwoju. Pamiętam czasy, gdy byłam nastolatką i miejsce taśm do magnetofonu szpulowego zastępowały kasety. Nie mogłam przemówić mojej Matce do rozumu, że kaseta to nie taśma i wciąż słyszałam "Weź te taśmy!", gdy kasetami zasłaniałam cały świat, z oknem na świat włącznie. Potem pokazało się wideo (nazywane przez większość widełem), a obsługa jego była dla starszeństwa czarną magią. Oczywiście nie muszę mówić, że płyta CD, która nie tylko pełniła funkcję zbiorczą dla wybranej muzyki, ale służyła również za ozdobny wisior na lusterku w samochodzie, przez długi czas nazywana była kasetą. Jeszcze tylko kwestia dwóch pilotów... który jest od telewizora, a który od wideło? Denerwowałam się strasznie, że "starszym ludziom", czytaj w wieku lat trzydziestu i pięciu, w porywach do czterdziestu, nie chce się ruszyć głową i przyswoić, co jest do czego i jak się co nazywa. Bo ja przecież w mig chwytałam nowinki, wszystko umiałam podłączyć, włączyć, uruchomić. Dzisiaj mamy w domach cztery piloty, empetrójki, empeczwórki, rutery, ajpedy, ajpody, ajpady, ajfony, a ja mam jeszcze... gramofon do odtwarzania płyt winylowych (informacja dla Młodzieży na wypadek, gdyby nie kumała, co to gramofon i winyl). Przyznaję, jestem "starszym człowiekiem" i nie wiem czym "empe3" rożni się od empe 34", ipad od ipeda itd. Nie wiem czy to większy "grzech" nie odróżniać ich od siebie czy płyty od kasety. Świat zwariował i zapycha nam głowy coraz to nowymi wynalazkami, które mają jedną cechę - naśladują się i powielają, wykazując jedynie drobne różnice. Nie ogarniam tych wszystkich zabawek, ale nie to mnie martwi. Martwi mnie dlaczego tak się dzieje. Mam Kolegę starszego o piętnaście lat i On ogarnia wszystko, włącznie z ajchmurą i jej ajpojemnością. Oczywiście trochę śmieszny jest w tym swoim obeznaniu i żałosny w jego okazywaniu niczym czterdziestolatka w kusej spódnicy ledwo przykrywającej nienajędrniejszy już tyłek. Ale podziwiam determinację. Trapi mnie jednak pytanie: czy mój umysł jest leniwy czy niewydolny? Czy może mam inne priorytety? Myślę przez kilka dni intensywnie i dochodzę do wniosku, że chociaż używam znikomego procenta mózgu - jak zresztą większość gatunku potocznie zwanego "człowiek", to nie chce mi się zaśmiecać nawet tego marnego kawałka zwojów taką ilością zbędnych informacji. W ten sposób uspokojona, pocieszona i dumna z siebie, podchodzę do gramofonu i ładuję czarny krążek na kręcącą się platformę. Delikatnie ujmuję w palce ramię igły i widzę, że porwałam się z motyką na słońce, bo ręka tak mi drży, że nie jestem w stanie opuścić "wajchy" na płytę bez bolesnego zgrzytu i zarysowania. "Cóż, takie nerwowe czasy nastały, że tylko elastyczna płyta CD jest zdolna wytrzymać niecierpliwe obchodzenie się z nią jej właściciela." - myślę sobie i nieświadomie wywalam język na wierzch tak bardzo starając się, by nie uszkodzić płyty. Czym jest świeżość umysłu? Myślę, że bynajmniej nie biegłą znajomością rynku audio i video, ani rynku pralek czy detergentów. Świeżość umysłu to chęć do poznawania, otwartość na nowe, umiejętność omijania kolein myślowych, a tym samym twierdzeń typu: "żyję na tym świecie dłużej od ciebie to wiem lepiej", "nie będzie mi tu smark jeden mówił jak powinno być", "jestem doświadczonym kierowcą", "wiem tyle, że nie muszę już więcej wiedzieć" itd, Świeżość umysłu to także umiejętność komunikowania międzypokoleniowego, bez protekcjonalnego tonu lub - na drugim końcu kontinuum - mentalnej próby zbliżenia się do młodzieży, kiedy młodzieżą już się nie jest. Świeżość umysłu polega na tym, że wiesz, iż nawet od niemowlaka możesz się czegoś nauczyć - choćby szczerego uśmiechu i naturalnej radości życia.
Myślę, że każdy ma limit pojmowania nowości. Z czasem człowiek chce być, a nie mieć. W branży IT siedzę ponad 10 lat i powoli stwierdzam, że czas na zmianę. Ilość nowości jakie generuje rynek staje się zbyteczna, nie do pojęcia i ogarnięcia bo człowiek zastanawia się po co komu to? Gdzie jest granica między rzeczywistą potrzebą, a fanaberią posiadania dodatkowych stu tysięcy możliwości.
OdpowiedzUsuń