Godzina 2.45 a.m. Przystanek autobusowy. Nasza narodowa grupa oczekuje na autokar, który ma nas zawieźć do hotelu po ponad dwudziestogodzinnej hulance po Rzymie. Spglądam ciekawie na ekscentryczną, starszą damę w dżinsowej sukience do ziemi, na dole wykończonej futrem z jakiegoś - świętej pamięci - nieszczęsnego zwierza. Przy niej niezwykle dostojny, szarmancki do bólu i niezwykle rześki "Dziadziuś". Dama patrzy na mnie nieustająco i przenikliwie, po czym zapytuje skąd jestem w tej naszej Polsce. Dziadziuś strofuje ją czule: "Natalie nie przeszkadzaj pani." Reaguję ciepłym uśmiechem i odpowiadam, że to dla mnie czysta przyjemność, po czym odwdzięczam się pytaniem: "Proszę mi zdradzić sekret, jak Państwo to zrobili, że tyle lat wytrwaliście razem w małżeństwie?". Szybko okazuje się, że jestem zaściankowym głąbem z mózgiem przeładowanym stereotypem i z wąskim światopoglądem, bo oto mam zaszczyt rozmawiać z panem profesorem lat osiemdziesiąt i pięć oraz Panią Profesor lat siedemdziesiąt, która informuje mnie, że oni nie są małżeństwem, znają się trzy lata i Pan Profesor jest jej chłopakiem. Wkładam język między zęby i mocno przygryzam po to, by mi żuchwa nie opadła. Potem dowiaduję się, że Pani Profesor Natalie poznała Pana Profesora na międzynarodowym zjeździe profesorów i, że ona jest w tej grupie najmłodsza, bo większość z nich ma po lat dziewięćdziesiąt, a najstarsza mądra głowa ma wiosen sto i siedem, dlatego wszyscy do Profesor Natalie mówią "dziecko". Patrząc na tę parę, czuję bezmiar podziwu i ogarniającego mnie wzruszenia. Przez prawie dobę niezmordowani, eleganccy, uprzejmi, uśmiechnięci, radośni i niestrudzeni, adorujący się w sposób niezwykły starsi ludzie bawią się w mieście niczym spuszczeni z rodzicielskiej smyczy nastolatkowie lecz tacy o najwyższej, możliwej kulturze. Stereotypem znów się posługując, należy zauważyć, że powinni oni siedzieć w rozdeptanych kapciach przed telewizorem marki rubin, moczyć suchary w szklance z letnią herbatą i nie móc na siebie patrzeć. Tymczasem są jak... dzieci. Ale przecież - jak to zasadnie zauważyła profesor lat sto i siedem - to przecież jeszcze dzieci...
Piękne!
OdpowiedzUsuń