Jakbym typową babą była, to bym Wam dzisiaj opisała jak w wątpliwym stylu kobieta - w tchórzostwie swym - drugiej kobiecie nogę podstawia, albo szmatę pod nogi kładzie mokrą, coby się ta druga na niej skutecznie pośliznęła i zęby sobie wybiła, albo chociaż oko podbiła i zbrzydła bezpiecznie. Taplać się jednak w złośliwości jak świnia w błocie nie będę, toteż nalewam sobie Martini, mieszam z czymś tam i zdarzenie z dzisiaj zabawne Wam - w zastępstwie paskudnej historii - opowiadam...
Otóż jadę ja sobie na myjnię zaprzyjaźnioną o poranku - znaczy się o godzinie okołopołudniowej jakiejś.
Zajeżdżam na mycie wstępne - ręczne, Pan miło zagaja, sikawką psikając ze zmiękczaczem brudu, ja - w środku pozostając - odgajam równie miło, mimo uszu puszczając wplecione gdzieś w zdanie hasło "piękna pani". Kulam się przez tunel, oczyszczającemu dotykowi szczotek ciało auta swego poddając i widzę przez ścianę piany, że Pan tam schowany jakoś tak niestandardowo za szczotkami stoi... Wyjeżdżam w końcu z myjącej bramy, a Pan mówi, że ma na imię Mścisław i, że zrobi mi wosk, bo podrapane auto mam okrutnie. Pytam: "Kiedy i za ile?", a Pan mi na to, że kiedy zechcę i za darmo, bo nie wszystko dla pieniędzy się robi. Powinna włączyć mi się wtedy kontrolka, ale tak się nie dzieje, bom ufna i w bezinteresowność ludzi wierząca. Pan mówi, żebym sobie zapisała numer telefonu do Niego i bym dała mu znać kiedy mi pasuje. Wydaje mi się to naturalne, więc wystukuję cyferki i wybieram Jego numer, by mnie się zapisał.
Mówię, że na imię mi "Krystyna" i odjeżdżam.
Mówię, że na imię mi "Krystyna" i odjeżdżam.
Niespełna trzydzieści minut później miłego sms-a otrzymuję. Grzecznie odpisuję i - ku mojemu zdziwieniu - dostaję następnego.
I tak przez dzień cały... Finiszujemy z twierdzeniem - nie zapytaniem - że zadzwoni dziś o tej i o tej. Nie odpisuję, bo nie mam już wątpliwości... Gość parol sobie na mnie zagiął i na wosk mnie wyrywa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz