wtorek, 31 maja 2016

Bażanty czyli męski punkt widzenia

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze miałam kolegów, jeden z nich zabrał mnie na przejażdżkę za miasto. Okolica była urokliwa, piękny zameczek prężył się atletycznie pomiędzy starymi dębami i klonami, a wokół rozlewało się całe morze zieleni i wody. Usiedliśmy na soczystej trawie, w pełnym słońcu i pod modrym niebem wdychaliśmy ciszę. Nagle Kolega uruchomił tok myślowy, a w ślad za nim słowotok. A brzmiało to mniej więcej tak;
- Popatrz, że nawet w przyrodzie między zwierzętami są nieporozumienia...
Skinął głową w kierunku dwóch bażantów baraszkujących na polu, zmuszając mnie tym samym do obserwacji polnej libacji.
- yhm - Mruknęłam bez przekonania, bo co mnie obchodzą jakieś bażanty, szczególnie w momencie, kiedy nie ogarniam swojego poletka i nawet nie mam żadnego bażanta, który byłby uprawniony do robienia mi dzikich awantur i scen.
Niezrażony moją obojętnością Kolega, kontynuował z charakterystycznym dla niego spowolnieniem:
- I teraz ten się wkurwił i poszedł gdzieś w kąt, a ona dziobie w ziemi. Pewnie zajada stres. I potem się pewnie roztyje, a jak się roztyje to już koniec, bo wtedy to on  już na pewno nie wróci.
Parsknęłam śmiechem, bo miałam wrażenie, że jestem w środku filmu przyrodniczego, gdzie męski odpowiednik Czubówny przedstawia dramat rozstania w jakiejś ptasiej komedii. A potem zrobiło mi się gorzko i smutno. Bo to takie ludzkie, bo to takie straszne, bo to takie marne. Wierzę jednak, że Kolega się mylił i on do niej wrócił, bo ona od kilku tłustych robaków pożartych w rozpaczy, na pewno się nie roztyła, a on awanturował się pewnie tak strasznie, bo bardzo ją kochał. I pewnie z zazdrości, że kręcą się wokół jakieś inne, nic dla niej nieznaczące paproptaki.

sobota, 2 kwietnia 2016

Do przodu

Myślała, że to tu. Wysiadła  z samochodu jednak szybko wróciła, bo na dworze było tylko 6 stopni i od dawna ciemno. Podjechała jeszcze dwieście metrów. W hotelu poprosiła o pastelowe kolory w pokoju i podwójne łóżko. Recepcjonistka połączyła jej dziwne oczekiwania, bezład w bagażu, oczy ze szkła, rozmazany makijaż i włosy w nieładzie w jedną, nienormalną całość. "Wariatka" - pomyślała zapewne, dlatego nie dała jej klucza, tylko poprosiła ochroniarza, by zaprowadził z nią klientkę na piętro, gdzie przydzielono jej pokój. W pomieszczeniu oznaczonym numerem 210 były dwa oddzielne łóżka. Pomyślała, że i tak jest już wariatką - nie tylko w oczach ochroniarza i recepcjonistki, więc nie ma nic do stracenia, dlatego uparła się na pokój z jednym, małżeńskim łóżkiem. Spełniono jej życzenie i nawet pozwolono zostać o godzinę dłużej niż trwa doba hotelowa. Kilkakrotnie powtórzyła, że musi się wyspać, dlatego nie będzie jadła śniadania, a niewymawiająca "r" recepcjonistka, nie pytała już więcej o nic. Stwierdziła jedynie: "Da się załatwić". W pokoju wyciągnęła z plecaka Malibu i litr mleka, który spakowała, kiedy On wyszedł wkurwiony z domu. Zrzuciła niedbale ubranie, włączyła telewizor i pochłonęła szklaneczkę alkoholu z ciepłym mlekiem. Przez chwilę pomyślała o swoim żołądku i o Mężu, który postanowił wylogować się z relacji z nią, z powodów dla niej niezrozumiałych.  "Kupa" - przebiegło jej przez głowę na myśl o jednym i drugim. Leżała w wielkim łóżku i wyobrażała sobie, że jest martwa. Oglądała w telewizji badziewny film o miłości i każde zdanie odnosiła do swojego związku z Nim. Wstyd jej było przed samą sobą, że to ogląda, bo On na pewno by ją wyśmiał, że traci czas na takie bzdety. Wypiła jeszcze trzecią, czwartą i piątą szklaneczkę po to, by dojść do wniosku, że od dawna nie jest sobą. Spędza czas na dopasowywaniu się do Miłości Swojego Życia, na scalaniu się, różnieniu i jednaniu. Jest zmęczona. Może to dobrze, że On już jej nie chce? Przełączyła na inny program. Następny film o miłości. Kurwa, jaki wstyd - znowu patrzy, znowu się maże, znowu obnosi się ze swoim nieszczęściem w tych czterech ścianach. Takkkk... On uwielbia mówić, że ona lubi obnosić się ze swoim nieszczęściem... Dolewa jeszcze trochę słodkiego płynu do lepiącej się szklanki. Popycha, rozlewa, ściera, rozmazuje, maże się znowu. Powinna być szczęśliwa. Ale nie może. Nie umie. Chociaż się stara. Tak - prawdopodobnie to dobrze, że On już jej nie chce. Prawdopodobnie dobrze dla niej i dla Niego. Odetchną wreszcie świeżym powietrzem. A to przecież rzadko się zdarza... żeby każdy był "do przodu", łapiąc "tyły". Jutro ma być piękna pogoda. Ona pójdzie przed siebie jak tylko wstanie. Przed siebie, do przodu. Bo nie ma dokąd wracać. Przecież. Bo On już jej nie chce.

niedziela, 13 marca 2016

Czas równoległy

Kiedy byłam mała, wciąż mnie korciło żeby wejść do bajki, która akurat leciała w telewizorze. Bardzo podobała mi się sypialnia Kubusia Uszatka, dlatego podczas wieczorynki wchodziłam za telewizor i szukałam jakiejś klapki lub drzwiczek, które umożliwiłyby mi dostanie się do jego domku. Pół biedy, gdy emisja szła z czarno - białej Unitry Uran, ale gdy w naszym domu pojawił się bosko wielokolorowy Rubin, oszalałam z potrzeby znalezienia się w jego środku, bo tam mieszkały przecież te wszystkie ludziki i zwierzaki w swoich cudnych domkach i na barwnych łąkach. Wydawało mi się, że to wszystko dzieje się w bebechach odbiornika w czasie rzeczywistym. Miałam wtedy może cztery lub - góra - pięć lat. Potem miałam osiem i dziesięć i żyłam w przekonaniu, że jest tylko to , co widzą akurat moje oczy, i ci ludzie, których w danym momencie mam wokół siebie, których mogę dotknąć i zobaczyć. Reszta świata - zdawało mi się - przestaje wtedy istnieć, a ludzie poza zasięgiem mojego wzroku nieruchomieją i pozostają tak dopóki ja nie znajdę się w ich otoczeniu. Brzmi to bełkotliwie i idiotycznie - wiem, ale taka jest prawda o mojej dziecięcej naiwności. O tym, że czas równoległy istnieje i, że życie toczy się gdzieś tam dalej i bliżej oraz, że ludzie robią i mają swoje sprawy bez mojego udziału, przekonałam się bezspornie już jako dorosła kobieta lat dwadzieścia i pięć. Mój Ówczesny On postanowił pobawić się na szkoleniu firmowym  jak nigdy w życiu, gdy ja w tym czasie usypiałam trójkę dzieci w domu, a następnego dnia ciągnęłam je do przedszkola, brnąc w błocie pośniegowym po kostki z maluchem w wózku i dwoma uczepionymi po bokach, zakatarzonymi po pas pięciolatkami. Dalej myślałam, że noc jest tylko wokół mnie, że jeśli ja sama w łóżku, pogrążona w myślach o Ówczesnym Onym, to że Ony też tam gdzieś daleko sam i też zatopiony w marzeniach o mnie, że ranek wstaje tylko na mojej ulicy, a ludzie nie broją i nie gnoją sobie życia, gdy ja śpię. Prawie czterdzieści lat później wiem na pewno, że świat nie ogranicza się tylko do pola mojego widzenia i, że bezustannie tętni życiem. Jest jednak różnica między kiedyś, a dziś, bo dziś nie mam już potrzeby wchodzić do żadnej bajki. Wiem też, że Mój Obecny, nawet jeśli jest w dalekim świecie, to w czasie równoległym jest ze mną "głową" i sercem i nie ma ochoty na wyjazdową zabawę "jak nigdy w życiu".

piątek, 4 marca 2016

My - z drugiej połowy XX wieku


Powiadają, że kot dlatego jest dobrym łowcą myszy, bo nie zastanawia się nad tym ile mu ich uciekło, tylko ile ma jeszcze do złapania, a gdy już jakąś wreszcie złapie, pożera biedaczkę i idzie łowić dalej. Przeczytałam gdzieś też, że uczący się chodzić niemowlak, nie myśli "to nie dla mnie", gdy po raz setny się przewraca, tylko cierpliwie podnosi pampersa z podłogi i próbuje dalej - aż do skutku. Te i wiele innych, podobnych pierdogadek pociskają nam do głowy "kołcze" z korpofabryk, psychoustawiacze i wszelkiej maści Rzeźbiarze Prawidłowo Funkcjonującej Osobowości. Jestem twardzielką płaczącą czasem do poduszki i wycierającą mieszankę gila z łzą w co popadnie, gdy jest mi źle i nie mam pod ręką chusteczki. Oczywiście marzy mi się wtedy, żeby to była koszula Ukochanego i żeby powiedział mi, żebym nie zaprzątała sobie tym swojej ślicznej główki i, że on się wszystkim zajmie i zamieni brzydki świat na ładny. Czasami myślę też, że jestem tłukiem, nieukiem, nieudolem, beztalenciem, leniem, brzydalem i wszystko mi wisi - z dupą i skórą na plecach włącznie. Czasami jest mi naprawdę ciężko i źle. Wtedy - żeby się pocieszyć i wzmocnić - myślę o tym kocie, co biega za myszami i chyba coś tam łowi skoro nadal żyje. Szybko jednak dochodzę do wniosku, że nie mogę opierać swojej motywacji do życia i bycia na odruchowym i bezmyślnym działaniu zwierzęcia, bo...jestem człowiekiem. Przerzucam się więc na niemowlaka, ale dochodzę do wniosku, że niemowlak też przecież "nie myśli", a jego działanie jest raczej instynktowne żeby nie powiedzieć fizjologiczne, niż płynące ze świadomej i głęboko przemyślanej potrzeby rozwoju i panowania nad własnym życiem. Żaden Mistrz Pierdogadki nie chce zauważyć faktu, że kot i niemowlak czasem się męczą i rzucają łowienie i chodzenie w kąt po to, by poleżeć bez celu, albo pobeczeć, bo się nie udaje, bo zmęczone, bo boli, bo nie może, bo wszystko. Bo ma do tego prawo. O ile kotu i niemowlakowi słabość jeszcze uchodzi, bywa zabawna, a nawet wzruszająca i rozczulająca, o tyle Człowiekowi XXI - go wieku nie może się nie udawać, nie wypada mu czegoś nie chcieć zrobić, nie wolno mu się źle czuć itd. Zresztą, szkoda życia na nieefektywność i ból. Mamy przecież tabsy na zespół niespokojnych nóg, na zrobienie sobie ochoty na sex, na regularne wypróżnianie, na ładny odcień skóry, na dobry nastrój oraz na wyższy poziom koncentracji. Szkoda, że nikt nie wymyślił tabletki na akceptację kardynalnego prawa Człowieka do bycia sobą, do chwili słabości i do prawa jej okazywania bez narażania się na śmieszność. Wczoraj moja cudowna Koleżanka Polina, zamieściła gdzieś tam w sieci następujący cytat: "My z drugiej połowy XX- go wieku, rozbijający atomy zdobywcy księżyca, wstydzimy się miękkich gestów, czułych spojrzeń, ciepłych uśmiechów. Kiedy cierpimy, wykrzywiamy lekceważąco wargi. Kiedy przychodzi miłość, wzruszamy pogardliwie ramionami. Silni, cyniczni z ironicznie zmrużonymi oczami. Dopiero późną nocą, przy szczelnie zasłoniętych oknach, gryziemy z bólu ręce i umieramy z miłości". I to by było w sumie na tyle. Ciekawam, co na to Pierdokołcze, bo co myślą "zwykli ludzie" już wiem - po sobie i po tym, co napisali w komentarzach pod cytatem.

środa, 17 lutego 2016

Nie będzie tytułu - czyli kocha, nie lubi, nie szanuje.


Kiedyś napisałam, a potem szybko wyrzuciłam tego posta, ale myślę, że nie zasłużył na to, więc wklejam ponownie.

Posted: 06 May 2016 06:16 PM PDT
Była 1.30 w nocy, gdy wyskoczył z łóżka jak poparzony i nawrzeszczał na wpółprzytomną, że też jest zmęczony. Nie wiedziała o co mu chodzi, bo przecież spała i nie prowadziła z nim przez sen dialogu w tym temacie, ale gdy już się trochę ocknęła, pojęła, że chodzi mu chyba o sam fakt, że ona jest. Że ona jest tutaj, a on chyba wolałby, żeby jej akurat nie było. Swoją irytację podparł argumentem, że na niego włazi całym ciałem, gdy śpi i spycha go z łóżka. Czyli, że on się odsuwa, a ona się uparcie wtula i przytula. A on tak się odsuwa, że zaraz się spierdoli z tego łóżka i będzie tyle. Poczuła, że robi jej się słabo, gorąco i kurewsko przykro, bo to nie pierwszy raz, gdy czuje się w niewłaściwym miejscu i czasie. Ostatnie dni nie należały do najłatwiejszych i mocno nadwyrężyły jej miłość do niego oraz wiarę w to, co ich łączy. Była zbyt udręczona, by znowu i w środku nocy zmagać się z absurdem wspólnego istnienia. Dlatego nie powiedziała nic, tylko zrezygnowana zabrała poduszkę i przeniosła się na kanapę w salonie. Kilka razy usłyszała gdzieś ostatnio, że aby ludzie mogli ze sobą być i żeby to bycie miało sens i sprawiało radość, muszą się przede wszystkim lubić. Samo kochanie podobno nie wystarczy. Zaczęła się nad tym zastanawiać i doszła do wniosku, że on raczej na pewno nigdy jej nie lubił. To, że ją kocha ona czuje tak samo mocno jak to, że jej nie lubi. Dlatego zapewne od zawsze tak formułował swoje żarty, żeby były przykre i sprawiały jej ból, dlatego przez sen mówił, że jest stara, gruba i brzydka, dlatego też zapewne nie mógł powstrzymać się od wciąż powtarzanych komentarzy, że od muzyki, której słucha można dostać raka uszu. Od dawna próbowała powiedzieć mu o tym, że to ją rani i, że stosunek uszczypliwych uwag do komplementów i czułych słówek jest mocno zaburzony na niekorzyść tych drugich. On twierdził, że jej tolerancja na jego żarty dramatycznie spada i, że ożenił się z cudowną kobietą, a nie z takim potworem. Lista epitetów rosła z miesiąca na miesiąc, a ona - pomimo silnego charakteru, zaczęła wierzyć, że jest kompletnie chujowa i słaba. Ocknęła się, gdy ktoś jej wreszcie wyłożył kawę na ławę i uświadomił, że on jej po prostu nie lubi. Tak zwyczajnie - kocha i nie lubi. Nie umiała wcześniej tego określić, co to właściwie jest, co powoduje, że czasem patrzy na nią jak na idiotkę i widać, że powstrzymuje się, by nie powiedzieć czegoś paskudnego. Zastanawiała się, dlaczego on nie ma potrzeby mocnego przytulenia jej po powrocie z delegacji. Dlaczego nie całuje jej w szyję i nie masuje stóp, kiedy oglądają telewizję. Dlaczego w domu pachnie świeżymi kwiatami i dlaczego on dba, by niczego jej nie zabrakło, by miała pełny zbiornik i umyty samochód. Dlaczego, kiedy idzie spać na tę cholerną sofę, on nigdy nie zabiera jej z powrotem do łóżka i dlaczego z takim pietyzmem wybiera jej maseczki do twarzy i tusze do rzęs. Dręczyło ją pytanie dlaczego on robi tyle sprzecznych rzeczy. Dlaczego czasem, gdy śpią, tuli ją tak mocno, że rano wstaje kompletnie wygnieciona, połamana i szczęśliwa, a czasami ma pretensje, że ona przytula się za bardzo. Wreszcie, któregoś wieczoru, kiedy popłynęła rzeka wina i łez, ktoś jej to szczerze - jak to po morzu wina - wybełkotał:  "Bo on cię może i kocha, ale na pewno cię nie lubi".
'/

Naciśnij na "naciśnij"...                                                               
                                                                           

Refleksja

jest tak
jak
być powinno
a jednak
jakoś
nie tak
tak jakoś
twardo
i sztywno
jak gdybym
popełniała
swoim byciem
nietakt
widziałam dziś
inny świat
co pachniał
smażoną cebulą
świat ten
plamą żył
na podłodze
i garnków pełnych
furą
i tętnił radością
i życiem jak
ciepła krew
w żyle
zanurzyłam się
więc weń
na moment
zatopiłam się
w nim
na chwilę
widziałam jak
spijał szpak
pocałunki
ze sroki dzioba
i szeptał
w usta jej
co dziś
na obiad
późny poda
widziałam też
jak ona
po kuchni
wokół niego
chodziła
jak nie wiedząc
co robić
bałagan czyniła
a szpak patrzył
z miłością i
rozczuleniem prawdziwym
i całował
i tulił
i dotykiem niecierpliwym
to garnka
dotykał
to jej polika
widziałam jak
uśmiech
z ich twarzy
nie znika
niby nie tak
jest tam
tak całkiem
do końca
a jednak
jakoś tak
tak miękko
i lekko
i dobrze
taki świat
pełen słońca
i nie mogę
przestać myśleć
gdzie jest
lepiej
gdzie jest
bardziej
dobrze
więc będę
tak myśleć
póki wino
jego codzienne
myśli mi
zupełnie
nie podrze



poniedziałek, 15 lutego 2016

Arogant

Moja Koleżanka pisze. Bloga sobie pisze Dziewczyna - tyle, że w trzeciej osobie. Sensualne jest to Jej pisanie do tego stopnia, że ja - patrząc na swoje "klopy" (jak mówi o mojej "twórczości" mój Mąż) - odnoszę wrażenie, że z kołka mnie wyciosali i emocji w tym żadnej nie ma prócz gołej obserwacji. Poczytałam sobie więc tę moją Koleżankę i - ponieważ znam Kobietę - bardziej rozumiem, co pisze, bo mi coś tam przecież opowiadała o życiu. Czasami zastanawiamy się dlaczego kobieta siedzi przy facecie draniu zimnym i nieczułym, wzdycha do niego nostalgicznie i uporczywie próbuje z osła zrobić baletnicę. Odbieram to jako swoistą patologię i niemoc wewnętrzną lub wygodę, ale - nie da się ukryć, że pewne zjawiska tego symptomy - odnajduję czasem w sobie, swoich koleżankach i w ich pisaniu. Jaki mężczyzna najczęściej podoba się kobietom i to - paradoksalnie - wbrew ich woli? Odpowiedź jest niesatysfakcjonująca lecz brutalnie prawdziwa i brzmi: Arogant. Arogant się podoba. Facet zimny, oporny, uparty, nieugięty, dozujący uprzejmość i ciepło jak niegdyś medyk syrop z opium, twardy, wyniosły (lecz nie bufon), milczący, introwertyczny, wyrafinowany, zagadkowy i najlepiej z jadowitym, sarkastycznym żartem, skierowanym prosto w mózg i serce ofiary, który to żart piecze i ciągnie po plecach jak bat po końskim zadzie. Lgniemy Drogie Panie do takich Zakapiorów, a potem płaczemy i gryziemy poduszkę. Facet "za dobry", flak, ciepła klucha, rozmydlony miauczek, osobnik "Spełnaimwszystkiemarzenia", mężczyzna "Oddamcipłuco TYLKO BŁAGAM BĄDŹ!", jest godny najwyżej pożałowania, a przecież teoretycznie to właśnie on jest gotów dać nam to, czego pragniemy. A jednak nie... To w "Zakapiorach" szukamy zdolności do miłosnych uniesień i człowieczeństwa, pragniemy udowodnić sobie, że zmienimy to, co niezmienne, bo ludzie się przecież nie zmieniają, a jedynie dopasowują do sytuacji. Chcemy dowieść, że w środku drania jest "normalny człowiek", że my pokażemy mu, iż radość to wspaniała rzecz i, że dzięki nam zacznie się pięknie śmiać, zamiast rechotać pod nosem złośliwie. Czasem mamy szczęście, bo "Zimny Drań" nie jest w istocie wrednym, bezdusznym gnojem, a jedynie schował się do skorupy łachudry przed bólem i złym światem. Czasem mamy szczęście, bo zdarza się, że ten Niedotykalski Arogant to cudowny człowiek, który - gdy już się odblokuje - kocha całym sobą, zrobi dla kobiety wszystko i - gdy śpi - wtula się dupką w brzuch swojej ukochanej, by się upewnić, że ona czuje to samo i jest tuż obok w dzień i w nocy, zdolna szeptać "kocham Cię", wyrwana nawet z fazy REM. Można zaryzykować i zainwestować uczucia, nerwy i czas w Aroganta. Można spróbować. Czasem jednak okazuje się, że Arogant jest po prostu zwykłym gnojem i prostym chamem i nic się nie da zrobić, ale czasem warto zaryzykować i dopiąć swego - sprawić, że Arogant pokocha i będzie pięknie - czasem. Jednak bądźcie pewne - czasem będzie pięknie, ale prawie nigdy nie będzie łatwo. Ale może się okazać, że warto.