piątek, 20 grudnia 2013

Hał ken aj help ju?


Byłam wczoraj na bankiecie wspierającym przedsiębiorczość, połączonym z integracyjnym elementem - grą w kręgle "Świeżozapoznanych". Głównym celem imprezy było "miksowanie" biznesów i "netłorkowanie". Poszłam, bo uważam, że w dzisiejszej rzeczywistości, czyli na rynku zdominowanym przez usługi, kontakty stanowią klucz do sprzedaży wszelkich produktów.
Podczas pierwszych minut spotkania padły słowa , za usłyszenie których - jak uważam - warto było zapłacić 60 zł, za "wjazd" na imprezę. Ponoć pewien przedsiębiorczy, łamane przez zamożny, łamane przez mądry człowiek lecz nie - Polak powiedział tak: "Jeśli podczas jazdy windą z piętra pierwszego na piętro czwarte nie przekonasz mnie, że warto kupić twój biznes, to nie jest to dobry biznes". Myśl ta - jakże prosta - jest jednym z determinantów sukcesu, a ja przekonałam się o jej absolutnej trafności już po kilku minutach wymieniania się wizytówkami. Ci co mają do sprzedania konkretną usługę lub produkt w innej postaci i nie wstydzą się tego co robią mówią tak: "sprzedaję myśliwym króliki do hodowli, żeby mogli sobie do nich postrzelać, gdy odrodzi się populacja." i komunikat jest dla mnie jasny tzn. wiem co człowiek, który do mnie mówi -  robi. Osobnik z branży "szemranej" czyli takiej, której przedstawicieli prawie nikt nie lubi, i której mało kto wierzy, mówi tak: "zajmuję się kreowaniem finansowej przyszłości i wolności portfela aktywów moich klientów. Wielu już pomogłem i są mi bardzo wdzięczni za to, że dzięki mnie udało się im wyjść z obszaru nieświadomości inwestycyjnej i przejść do strefy dochodu pasywnego...". Gdy słyszę taki bełkot, który permanentnie w sferze domysłów pozostawia uprawiany przez delikwenta proceder, szlag jasny mnie trafia i mam spore problemy z zachowaniem dyplomatycznej przyzwoitości i nerwowej równowagi. Ponadto "ci od szemranych" ewidentnie zostali przyuczeni do tego, by gadać "na okrągło", naciskać i wymuszać polecenia do potencjalnych klientów od tych mało asertywnych, a nawet ignorować bezpośrednie komunikaty o braku zgody na takie praktyki od tych bardzo asertywnych.
Głównym celem wypuszczonych "na hale", a zagubionych w MLM -owskich strukturach owieczek, jest wyszarpanie z telefonu interlokutora nazwisk i numerów telefonów do jego znajomych, których można by zapleść w sieć wielogodzinnych spotkań, podczas których spiera się do cna mózgi tych bardziej podatnych na wywieranie wpływu kandydatów na kolejne zastępy owiec.  Dzwoni do mnie ostatnio po raz "enty" pewna upierdliwa Dziumdzia z powyższych struktur, nie rozumiejąca dobitnego lecz wciąż kulturalnego; "nie, dziękuję proszę pani, nie jestem zainteresowana." i wręcz domaga się gwoździa w oko, w formie: "powiedziałam kurwa, że mnie to nie interesuje proszę pani!" Bez pardonu, zaraz po "dzień dobry" - jakbyśmy się znały ze sto lat - pyta: "No i co tam pani Kasiu słychać?". Przepraszam, jaka ja jestem dla obcej osoby "Pani Kasia"? Kto ją upoważnił, by mi "Kasiować"? Jeśli już do mnie  po imieniu zagaja, to chyba wypada formy "Pani Katarzyno" użyć? Przełykam bezgłośnie ślinę i bez cienia emocji zdalnie nokautuję: "To może pani mi powie co u pani słychać, bo to przecież pani do mnie dzwoni". Dziumdzia ewidentnie nie ma w "procedurach lądowania" takiej odpowiedzi klienta, bo zaczyna się jąkać i gubić. Wszak wytresowano Dziumdzię, a ona nawet zapamiętała, że ma zapędzić klienta w róg pytań otwartych (niech się otworzy, niech se pogada - dopóki se gada, ty masz przewagę), a tymczasem dostała nieprzewidzianą w "Katalogu Przykładowych Odpowiedzi" zwrotkę, na którą reagować nikt ją nie nauczył. Doprawdy nie wiem, co tym przedstawicielom/agentom/doradcom - nomen omen - ludziom wykształconym tłucze się do głowy podczas wielogodzinnych spotkań (jak zakładam szkoleniowo - motywacyjnych), że poddają się takiemu wpływowi i nie czują, że przypierając innych ludzi do muru niszczą nie tylko markę firmy, dla której pracują, nie tylko branżę, którą reprezentują, ale - i przede wszystkim - niszczą swoje nazwisko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz