środa, 11 grudnia 2013

Automotywacja

Lubię Mężczyzn wypacykowanych, z ładnymi paznokietkami i zadbanymi stópkami. Jak pachną pięknie - lubię jeszcze bardziej. Jakiś czas temu odkryłam, że czarowny urok Maleńczuka - z urody menela - też mnie kręci i onieśmiela. 
Maluję sobie dziś - jak co rano - urodę w lustereczku na okieneczku i myślę o swoim biznesie, co to się rozkręca z prędkością sunącego lodowca. Myślę sobie i marudzę pod nosem sama do siebie: "Szlag, jak tak dalej pójdzie to dłużej nie wytrzymam i będę musiała wrócić do fabryki". Dostaję od tej wizji gęsiej skórki. Przed oczami stają mi biznesplany, w Warszawie comiesięczne "dywany", codzienne raporty mrówczej aktywności, utrata dynamiki i wypalenie zdolności. Przypominam sobie jak korporacyjna fabryka zżerała przez piętnaście lat moją produktywność i wystawiała na ciężkie próby lojalność względem własnej rodziny. Jak mi centralna dyrektorzyna i pan swojego boksu 1,5 m x 1.0 m na "openspejsie" obcinał "kosmetycznie" wypłatę o tysiąc pięćset złotych, bo mi o pół punktu więcej niż wymyślono w korporacyji współczynnik persistency spadł też pamiętam tak, że aż mi jabłko Adama pulsuje. Krzywo mi ta kreska idzie po oku z przerażenia, że mogłabym znowu do przetwórni ludzi w złom trafić. Nagle znowu w głowie Maleńczuk... tym razem go słyszę, a dokładnie to, co ma do powiedzenia w jednym ze swoich punkowo - rockowych aktów sprzeciwu: "Dymią fabryczne kominy, na dworze śnieg i zawieja, idą chłopcy do pracy, ch... j niech idą, ale nie ja ha ha ha ha ha"
Wypieram natychmiast z głowy myśli o rozsyłaniu CV i intensyfikuję kontemplację nad rozwojem i kontynuacją tego, co zaczęłam. Trzymam kciuki za siebie i za wszystkich, którzy odważyli się puścić korporacyjnej "ratunkowej" dechy, nabitej gwoździami i założyli własną manufakturę. Powodzenia !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz