środa, 4 lutego 2015

Pustolina


Na występy gościnne do stacji jednej, telewizyjnej zaproszona zostałam na kanapę, do programu dla Pań. O upiększaniu igłą to było i ja z ramienia tych "od praktyk igielnych" występować miałam. Już na kanapie i przy całej ekipie nagrywającej Znana Redaktorka wzrok we mnie wpiła uważny, twarz swą do mojej na odległość piętnastu centymetrów zbliżyła, dramatycznie metrową strefę bezpieczeństwa przekraczając, po czym z rozbrajającą szczerością niezadowolenie okazała, że rusza mi się czoło, mięśnie wokół oczu i cała reszta. Program stronniczy okazał się być i irytujący w swojej manipulacyjnej naturze, ale przecież w telewizji prywatnej właśnie o oglądalność uzyskaną za pomocą kontrowersji i mordobicia chodzi. Co prawda ja nie spełniłam oczekiwań prowadzących program, odstając znacząco od wyobrażenia o Botoksowej Dziumdzi, ale gdyby Szanowna Pani Redaktor na imprezę z nami udała się jeszcze tego samego wieczoru, bez wątpienia swoją ochotę na silikonową lalę by zaspokoiła.
Z Koleżanką moją do klubu popularnego i prestiżowego udałyśmy się dla odprężenia, po szklanie piwa zamówiłyśmy i parkiet zaciekawionym wzrokiem poczęłyśmy omiatać, wszak dawno już nigdzie nie byłyśmy, a razem i w Stolicy, to już zupełnie nigdy. Minuty nam tak upływały, aż postanowiłyśmy nóżką na parkiecie potupać. Dupka w lewo, dupka w prawo, nóżka w tył, potem w przód, rączka w bok i do góry, aż tu nagle łokieć w żebrze. Nie swój tylko niewiasty obok pląsającej. Zaciekawiona kto mnie dechu pozbawić zapragnął, odwracam się i oczom nie wierzę. Oto przede mną wije się istota ludzka o wiotkiej kibici, w spodenkach jasnych i dżinsowych, złotym paseczkiem przyozdobionych, bucikach na platformie niebotycznej z futerkiem, bluzeczce ledwo doczepione, wielkie imitacje piersi zakrywającej, włosach w ilościach nienaturalnych na czaszce się kłębiących i ustach tak rozdętych, że warga wargi już nawet szukać się nie starała. To wszystko przyozdobione wzrokiem pustym i zdradzającym pogoń mózgu za rozumem. Patrzę na Pustolinę i nadziwić się nie mogę, że Warszawa takie cuda w swojej nocnej duszy chowa... Pustolina też patrzy na mnie i widać, że z mozołem zagadkę rozwiązać próbuje, czy ja z uznaniem czy dezaprobatą na nią patrzę. Ostatecznie na jej twarzy odprężenie się maluje, więc dumna z siebie i przekonana o swojej ponadprzeciętnej urodzie, podryguje wesoło, przekrzywiając pustą główkę jak kanarek to na lewy, to na prawy bok. Nawet dziewczę nie wie, że od kariery telewizyjnej mogło być o krok, gdyby tylko w odpowiednim miejscu i czasie się znalazło. "Ja to mam jednak szczęście" - pomyślałam sobie, że przez pomyłkę po telewizorze się pokręcić mogłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz