wtorek, 9 sierpnia 2016

Gładkość i czułość


Ostatni raz byłam u kosmetyczki przed ślubem. Na szczęście nie przed pierwszym tylko tym ostatnim czyli drugim. Znaczy się jakiś rok temu. Postanowiłam pójść znowu, bo w sumie zaraz rocznica popełnienia przeze mnie i Mojego czynu tego, a i skóra moja jakaś taka wypłowiała, szara i zmęczona zaczęła być. Pani Viola nakazała zarezerwować przynajmniej dwie godziny czasu, co też uczyniłam i o 11.15 zameldowałam się w gabinecie. Początkowo irytowało mnie, że jakaś baba za przepierzeniem rzęzi nieprzyjemnym głosem, informując panią kosmetyczkę, że nie wyłączy telefonu, bo nie może. Widać baba to jakaś ważna szycha, ale z tembru głosu wnoszę, że raczej nie śpiewaczką jest, a raczej właścicielką nocnego sklepu monopolowego, ale kij tam - klient to klient przecież - monopolowa też może chcieć ładną buźkę mieć. Suma sumarum głośne babsko zniknęło, ja zaś swój telefon wyciszyłam, bo nikim ważnym się nie czuję, a klient jest ważny - owszem - ale wiedzieć musi, że czasem trzeba zaczekać, więc mój klient jak musi, to czeka. Pani Viola najpierw wzięła moją twarz w dłonie, co - nie powiem - było bardzo miłe. Następnie nałożyła na twarz moją oraz dekolt - kwas, który chwilami śmierdział nieciekawie, ale niemiłe wrażenia zaraz stłumiła, spowijając jestestwo moje obłokami ciepłej pary. Zamknęłam oczy i dopiero teraz poczułam jak jestem cholernie zmęczona. Jak mnie boli ciało i jak mnie boli moje czterdzieści ponad lat. Gdybym mogła, w pierwszej kolejności wymieniłabym sobie zwoje, bo najbardziej boli mnie chyba mózg, a konkretnie myślenie. Ostatniej niedzieli nie mogłam podnieść się z łóżka do piętnastej, bo tak wyczerpało mnie myślenie właśnie, dochodzenie, domniemywanie, przypuszczanie, rozkładanie na czynniki pierwsze i próby zrozumienia otaczającego mnie Świata. Bo Świat Mój jest skomplikowany i ma swoje zdanie i wytłumaczenie na każdy temat oraz rzadkie poczucie winy. Ale co tam, leżę pod tą parującą rurą, rozkoszuję się swoim totalnym wycieńczeniem, aż tu nagle czuję dotyk. Niezwykle delikatne dłonie ujmują moją rękę i polewają ją przyjemnie ciepłą wodą, sączącą się z małej, okrągłej gąbeczki. W pierwszej chwili czuję jak drętwieje mi kark i dłoń poddana tej niespodziewanej pieszczocie, ale nie mogę zobaczyć kto mi to robi, bo Pani Viola zakazała otwierać oczy, więc leżę zawinięta w biały ręcznik i się krępuję. Pięć minut później to samo dzieje się z moją drugą ręką. Potem dłonie wycierają mnie, a następnie czuję delikatne masowanie, jakby chodził po mnie mały kot, uciskając każdy centymetr mojej ręki. Jest mi dziwnie, dotyk - tak delikatny i dokładny - rozczula mnie, a raczej rozwala, bo jest na krawędzi czułości, której w tej chwili potrzebuję jak kania dżdżu, jak ryba wody czy jak koń owsa. Ledwo powstrzymuję pchające się na zewnątrz kulki wody, które utoczyły mi się - nie wiedzieć czemu - pod powiekami. Walczę i wyobrażam sobie proces parowania H2O pod skórą. Zamiast odpoczywać, zmagam się z niemocą, a może raczej nadwrażliwością na ciepło dawane przez drugiego człowieka. Ja wiem, że to za pieniądze, że to składnik zabiegu i tak dalej dupa, dupa, ale przecież Człowiek mógłby to robić mechanicznie, automatycznie i chłodno profesjonalnie. Ale nie... Pomyślałam sobie, że Matka własna nigdy nie dotknęła mnie w taki sposób, a znam nawet matkę z tej Mojej Matki pochodzącą, która twierdzi, że w pewnym wieku dzieci są za duże, by je przytulać - to znaczy za duże są gdzieś od szóstego roku życia. I te "za duże na przytulanie" Dzieci, kiedy widzą jak ja ściskam, cmokam i miętolę te swoje "Stare Konie Dorosłe", zwracają mi uwagę tymi słowy: "Ciociu, ale dlaczego ty ich przytulasz, przecież to nie wyyyypaaadaaaa". Na pytanie "Dlaczego?", odpowiadają: "Bo są już przecież za dużeeee". Poszłam dziś i raz od wielkiego dzwonu wygładzić sobie cerę, a wyszłam z gładszą duszą i spokojniejszą głową. Zapłaciłam dwieście i pięćdziesiąt złotych. Może dużo. Ale było warto i jak trzeba będzie - zapłacę znowu.  Za wygładzenie twarzy, duszy i... języka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz