środa, 2 grudnia 2015

Kiosk


Człowiek czasami robi coś pierwszy raz i wie wtedy, że to pierwszy raz. Czasami jednak robi coś po raz kolejny i nie wie, że ostatni. Bywa, że obiecuje sobie, że robi coś po raz ostatni i to nie jest ostatni raz. Lata świetlne temu obiecałam sobie, że po raz ostatni jadę śmierdzącym, zapoconym, lepkim, zatłoczonym, zaparowanym autobusem. I tak się stało. Wieki nie jeździłam komunikacją miejską, aż tu nagle wczoraj musiałam. Przystanek autobusowy mam dwieście metrów od domu, ale wyszłam dwadzieścia minut wcześniej, bo zupełnie nie mam autobusowego wyczucia czasu i nie chciałam się spóźnić. Podobno autobusy lubią podjeżdżać chwilę przed czasem, albo grubo po czasie. Dobrze, że pod blokiem miałam zaparkowany samochód, a kluczyki w kieszeni, to sobie posiedziałam przynajmniej w środku, osłonięta przed wiatrem. Pięć minut przed 9.15 czyli planowym czasem przyjazdu, nie wytrzymałam napięcia i poszłam na przystanek. Był tam kiosk, więc mimochodem zajęłam się oglądaniem gazet wystawionych za szybą - jak to w kiosku. Z niemałym zaskoczeniem stwierdziłam, że pewne pozycje od lat twardo trzymają się na rynku. Dwadzieścia lat temu w kiosku też można było dostać burzącą krew w żyłach (nie tylko u nastolatków) pozycję "Peep show", chociaż raczej "z zaplecza" niż dumnie wyeksponowaną na witrynie. Z nowości odnotowałam "My Company" i  "Garden World", ale nie tylko. W pewnym momencie moje źrenice rozszerzyły się nienaturalnie, bo kondensacja na całej powierzchni szyby wymownie brzmiących tytułów, zupełnie mnie zaskoczyła. " Mam ogród' to absolutny pikuś i oczywiście nie pozostawił cienia wątpliwości, co do zawartości kolorowego papieru, ale już "Polki w łóżku' - kazały mi się zastanowić przez chwilę  - jak to mówi młodzież - "o co cho". Po chwili mój wzrok z niesmakiem ześliznął się na "Lolity", zalegające obok "Siedliska" mającego w podtytule "stół świątecznie zastawiony", a następnie na intrygujący i tajemniczo brzmiący tytuł "DZIWKI" z podtytułem w tle: "Tak się pieprzą gwiazdy Hollywood" z Sarah Wandella, Nickiem Jakimśtam i Jakimśtam Dajmondem w rolach głównych. W tym zestawieniu była jeszcze gazeta z dwoma filmami DVD w promocji za 9.99 pod kuszącym tytułem "Polski seks, Polki dają dupy". Oniemiałam. Przysięgam. Wydaje mi się, że ciężko byłoby mi powiedzieć o samej sobie "pruderyjna", ale TO mnie kompletnie zaskoczyło i wprawiło w stan dziwnego niezrozumienia tego, co czuję, gdy na to patrzę. Wyobraziłam sobie, że jest 2007 rok, stoję na przystanku z moim ośmioletnim synem, mamy jeszcze pięć minut do przyjazdu autobusu, a moje dziecko niestety umie już czytać i nagle pyta mnie, co to znaczy "dawać dupy", "dziwka" czy "lolita". Bo tam, że cycki gołe zobaczyłby to żaden problem, bo od dziecka dzieci w naturalnych warunkach chowane były i wiedziały czym się różni dziewczynka od chłopczyka czy tatuś od mamusi. Ale jak wytłumaczyłabym ośmiolatkowi "dawanie dupy" czy instytucję dziwki pytam się? Jest rok 2007, 9.15, przystanek, zimno, grudzień, ja prawie śpię, wiatr wieje, deszcz zacina, a tu dziecko - nagle i bez uprzedzenia - "atakuje" mnie i chce wiedzieć. Piszę tego posta i używam tu słów i sformułowań powszechnie uznawanych za nieeleganckie oraz wymagających specjalnego oznaczenia bloga: "treści dla dorosłych, potwierdź, że masz ukończone 18 - ście lat". W kontekście opisanej sytuacji - mam to w dupie. Na kiosku nie ma małego, prostokątnego "okienka", w które można kliknąć "enterem", potwierdzając swoją pełnoletność, jest za to duże okno, w które dzieciaki, w każdym wieku mogą sobie patrzeć do woli i wyobrażać sobie jak Polki dają dupy. Nie wiem ile razy w życiu oglądałam zawartość szyby w kiosku, ale wiem, że to był ostatni raz.

1 komentarz:

  1. Przyznam, że obiekt handlowy w formie kiosku nie przemawia do mnie. Kiedyś kupowałem bilety komunikacji miejskiej, jakąś gazetę przed podróżą w pociągu bo nie było gdzie tego dostać. Od kiedy pamiętam to przeciętny kiosk wyglądał dość marnie. Rozwalająca się budka, z brudnymi szybami, zawalona gazetami poukładanymi bez ładu i składu, na zewnątrz uzbrojona kratą, która miała zabezpieczać przed wandalami. Do tego jeszcze słabe oświetlenie plus sprzedawca do którego było trzeba się schylić aby nawiązać kontakt.

    Kilka lat temu któraś sieć pokusiła się o modernizację swoich placówek. Wydaje się, że o wiele za późno, bo ich formuła wyczerpuje się. Podobnie jak pomysł sprzedawcy, który prymitywnymi zagrywkami usiłuje poprawić nade wszystko marne wyniki.

    OdpowiedzUsuń