piątek, 13 listopada 2015

Niech żyje wolność, wolność i swoboda


Uważam, że lepiej zapobiegać niż leczyć, dlatego raz w roku ciągałam dzieciaki na kontrolne badanie krwi. Zawsze tak było - ku rozpaczy całej trójki i zdecydowanym protestom. Nadeszła wreszcie upragniona - przeze mnie i przez Nich - chwila samodzielności. Dzieciaki pełnoletnie są i same muszą podejmować ważne decyzje. Najstarszej we krwi została... wpajana przez lata odpowiedzialność, więc chcąc nie chcąc, z oporami wielkimi od lekarza skierowanie na wspomniane pobranie pozyskała i ukłuć się poszła. Opowiada mi potem cała rozemocjnonowana jak to w sumie nic nie bolało, dziurę w zgięciu łokcia po odwiercie pokazuje i stwierdza, że to okropne jest samemu za siebie odpowiedzialnym być i i decydować, bo jak była pod jurysdykcją rodziców i mama kazała i "na krew" ciągnęła, to przynajmniej było komu opór stawiać i veto, a teraz to przecież sama ze sobą nie będzie się kłócić, że nie pójdzie, bo to chore byłoby... Kiedy ja byłam dzieckiem, matka co niedziela do kościoła mnie wypychała, wierząc, że mi to chodzenie regularne wpoi, jednak w nawyk mi jakoś nie weszło klepanie co weekend tych samych wierszyków i piosnek. Wolałam na płocie gdzieś obok wisieć i życiem towarzyskim się cieszyć niż kontemplacjom oddawać, lotność umysłu mojego przekraczającym. Widać boleśniejsze musiało być dla mnie czterdzieści pięć minut biernego przebywania w oparach kadzideł niż dla Niej kilka sekund "przerażającego" pobierania krwi. I dobrze.

1 komentarz:

  1. Wątek religijny dość mocno koreluje mi z medycznym. Może dlatego, że w rodzinie mam kilku bardzo wierzących medyków. Rodzina chcąc zachować pozory bycia poprawną politycznie kierowała mnie na drogę wiary w taki czy inny sposób i ilekroć naciski były coraz to silniejsze to tym samym wzrastała moja awersja. Może jestem z dziwnego pokolenia, ale wolę powiedzieć "wybieram" niż "muszę".

    Kończąc jednak wątek medyczny. Jak starszyzna wspinała się po drabinach swoich karier, pewne obowiązki domowe postanowiła powierzyć ciotce pełniącej funkcję pielęgniarki w lokalnym szpitalu co miało swoje plusy i minusy. Co do zasady było wygodne oraz dawało stronom pewne poczucie, że dom pozostanie strefą komfortu. Osoba pracująca w służbie zdrowia zawsze będzie eskalować problemy medyczne, nawet te mające marginalne znaczenie.

    Ilekroć była potrzeba, siedziałem w przyszpitalnej poradni oczekując na swoje miejsce w kolejce do doktora aby skonsultować to czy tamto. Byle zadrapanie musiało zostać odpowiednio opatrzone, byle katar oznaczał podjęcie odpowiedniego leczenia i ileś tam tabletek czy zastrzyków, itd.

    Zapobiegać warto, ale nie może być to tylko działanie, którym najmniejszym kosztem wyrabiamy sobie przekonanie, że coś się zrobiło.

    OdpowiedzUsuń