czwartek, 21 maja 2015

Kultura osobista czyli polski bon ton


Pojechałam ostatnio do Kielc. Miasto zaskoczyło mnie pozytywnie. Spodziewałam się brzydkich budynków i posępnych ulic. Nie dość, że Kielce okazały się być całkiem ładne, to jeszcze hotel, w którym się zatrzymaliśmy tchnął świeżością i dobrym gustem. W windzie jechał człowiek - gość prosty i nieskomplikowany, co wnioskowałam ze stylu w jakim komunikował się za pomocą nowoczesnego aparatu telefonicznego. Widać - "bismesmen". Z głęboko zakodowanym wzorcem, że kobieta idzie (przynajmniej w naszej kulturze) przodem, wykonałam ruch ciałem, wskazujący, że chcę wysiąść. Prosty człowiek niemal mnie staranował, wpychając się bezceremonialnie przede mnie. Pieniaczom i innym, szydzącym z równouprawnienia ("chciałyście równouprawnienia to macie"), przypominam, że równouprawnienie mnie chrzani, a domagam się jedynie szeroko pojętego szacunku Mężczyzny do Kobiety i odwrotnie.
Na basenie  - jak wiadomo - prysznice podzielone są na damskie i męskie. Wrocławski Aqua Park poszedł dalej i zrobił osobne prysznice także dla dzieci. Wszystko po to, żeby ludzie mogli spokojnie się wykapać  - jak Bóg przykazał - nago, a nie w szmatach jak dziewiętnastowieczny "zaścianek", zaś rodzice "w konserwie" chowający swoją dziatwę, nie musieli zasłaniać maluchom oczu, zalewać się purpurą i wić w konwulsjach, tłumacząc dlaczego panie mają na cipci włosy, a panowie ptaszki pochowane w szuwarach. Pielęgnuję więc pod prysznicem swoje ciało na sposób współczesny, czyli "bez góry" i "bez dołu", aż tu nagle wpada oldmatka z synkiem i patrząc na mnie zgorszona, rzęzi ciężko, że "mogłabym chociaż dupę zasłonić".  Jestem tak skonsternowana, że nawet nie umiem jej odparować, żeby swoją zasłoniętą dupę zabierała pod prysznice dla dzieci, bo przecież nigdy swojej podczas kąpieli innej niż w zbiorniku publicznym zasłaniać nie musiałam. I wreszcie historyjka barowa, gdzie aktor ze spalonego teatru w restauracji "U Fryzjera" program swój muzyczny realizował, a przy stoliku obok cham pewien i prostak pospolity przez telefon gadał jak najęty, zagłuszając wzmacniacze i mikrofony szołmena. Aktor uwagę mu żartobliwie zwrócił raz i drugi i trzeci, ale na chama prostego sposobu nie było, by zamilkł wreszcie. Panie mu towarzyszące setnie się bawiły i najwyraźniej dumne były, że z takim bezpośrednim i głośno ryczącym lwem salonowym przy jednej ławie siedzą. Prawdopodobnie dlatego również nic nie robiły sobie z tego, że zwyczajnie przeszkadzają i - pomimo siwych głów - za grosz ogłady i taktu nie mają. Dla równowagi postać pozytywną przedstawię... Otóż pewien młody człowiek w wieku nie wyższym niż lat piętnaście, piękne życzenia urodzinowe mi złożył, komplementem okraszając, że nie wyglądam na tyle lat co kończę, a to wszystko dlatego, że jestem koleżanką jego matki, która oczu mu w dzieciństwie nie zasłaniała, za to pozwalała patrzeć i uczyć się jak świat kulturalny powinien wyglądać.

1 komentarz:

  1. Odnosząc się do ostatniego zdania, które sprawiło, że odgrzebałem pewien fakt z życia. Młode lata spędzam mieszkając na osiedlu z wielkiej płyty. Atmosfera sprzyjała nawiązywaniu relacji międzysąsiedzkich. Od kiedy pamiętam monopol na konsultacje i zabiegi medyczne otrzymuje pewna sąsiadka pracująca wówczas jako pielęgniarka w pobliskim szpitalu. Pewnego razu czekała mnie operacja. Może pech chciał, że owa pielęgniarka pojawiła się w najmniej oczekiwanych momentach. Wszystko pięknie, ładnie. Ja odpłacam się uśmiechem i dziw mnie brał skąd taka miła atmosfera. Minęły lata, a pewnie z ich dziesięć, jak nie więcej. Wyprowadziłem się z osiedla, wiele w życiu się pozmieniało. Może pech, a może szczęście chciało, że spotkaliśmy się na poczcie. Dowiedziałem się, że szkoda, że nie miała okazji otworzyć potencjału jaki widziała w mojej skromnej osobie. Szkoda, że różnica była wielka bo raptem lat kilkunastu. Ale co sobie popatrzyła to sobie popatrzyła.

    OdpowiedzUsuń