czwartek, 9 października 2014

Do krwi ostatniej

Pieprzony komar!!! Zaplanowałam sobie na jutro ładnie wyglądać...a właściwie to już na dzisiaj, wszak druga godzina dnia następnego dochodzi. W tym celu położenie się wcześniejsze jako procedurę nadzwyczajną zastosowałam, a to po to, by oczy żywe na spotkaniu mieć, skórę odprężoną, a buzię promienistą i wypoczętą. Zaległam więc w łóżku już o 23.30, sprzęty pożerające cenne minuty wyłączyłam i z całą mocą i skupieniem na jakie mnie stać próbowałam zasnąć. W końcu cierpliwość moja została nagrodzona i poczęłam błogostan z tytułu nieważkości umysłowej odczuwać, aż tu nagle czuję szalone swędzenie małego palca u stopy. Pocieram raz i drugi o prześcieradło zdenerwowaną nogą, próbując jednocześnie z przyjemnego półsnu się nie wydobyć. Pocieranie przynosi odwrotny do zamierzonego skutek - paluszek pali i pulsuje jakby szykował się do wybuchu, a do tego dochodzi jeszcze irytujący dźwięk komarowego bzykania, gdzieś w bliskiej okolicy mojej twarzy. Wymierzam sobie więc konkretny strzał "z liścia" w prawy policzek lecz czuję, że nie komar padł ofiarą rękoczynu tylko moje oko, w które wpakowałam sobie przy okazji palec ze świeżo zatemperowanym paznokciem, co to go dzisiaj Stefania profesjonalnie opiłowała wraz z jego pozostałymi, dziewięcioma braćmi. Szlag mnie trafia, podrywam się jak oparzona, zapalam światło i z włosami dalekimi w swej formie od choćby powierzchownego ogarnięcia oraz kapciem w ręku i w rozchełstanym szlafroku, rozpoczynam gorączkowe skanowanie wszystkich ścian, narożników, mebli oraz sufitu. Nie wiem gdzie cholerna płytka antykomarowa w tym domu jest, bo przecież lato bezkomarowe było, więc może trucizny na to latające bydło na moich 75 metrach nie ma. Pozostaje więc polowanie i - co przyznaję sprawi mi ogromną przyjemność - niehumanitarne zabijanie - nawet kosztem brunatnych, krwawych śladów na ścianach, będących świadectwem heroicznej, nocnej walki z destruktorem. Jak nie pośpię dzisiaj to chociaż nadmiaru energii się pozbędę. Do krwi ostatniej kropli z żył...snu spokojnego będę bronić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz