niedziela, 24 sierpnia 2014

Co za weekend!

I siedzę sobie wreszcie bezczynnie. Na plażę miałam iść, ale oczywiście jak już dzień wolny sobie planuję mieć, to lać musi. Ale nic to, weranda Restauracji Winiarna w Juracie to miejsce, gdzie nawet niepogoda nastraja pozytywnie. Mam nadzieję, że Monika się nie obrazi, że się tak chwalę, jak tu dobrze mi z Nimi, ale wiedzcie, że to cudownie zejść na śniadanie "rano" tzn. około jedenastej i wiedzieć, że nie usłyszy się  "śniadanie do dziesiątej". Wchodzę od "zakrystii", bo mi pozwolono, przemykam obok otwartych drzwi do kuchni skąd dobywają się radosne odgłosy i nieziemskie zapachy, będące zapowiedzią jeszcze bardziej nieziemskiego obiadu. Wchodzę do "salonu", będącego sercem Winiarni i siadam na "moim" miejscu. Po chwili MC Przemek pyta co chcę na śniadanie. Pytanie "otwarte" zbija mnie z tropu (skąd ja mam wiedzieć co ja chcę, jak tu wszystko najlepsze na świecie jest???), więc Zespół Winiarni decyduje za mnie i po chwili dostaję wielką herbatę z sokiem i cytryną (autorstwa cudowniej Kasi), oraz pachnące grzanki z jajkiem za płotem ze szczypiorku. Do tego (a jakże!) pomidorki, ogóreczek, ser pleśniowy, szyneczka i nie wiem co jeszcze. Jem i gadam, i patrzę jak się wszyscy niespiesznie uwijają. No właśnie nieśpiesznie, bo atmosfera jest tutaj niezwykła, panuje luz i dyscyplina zarazem, każdy robi swoje i każdy wie, co robić powinien i na co pozwolić sobie może. Winiarnia gości Niezwykłych Gości, bywają tu prawdziwe Osobowości świata sztuki, kultury i biznesu. Nie ma za to skretyniałych nowobogackich i "GwiazdoNiuniek". Miejsce jest intymne, kameralne i wyjątkowe w... swojej skromności i elegancji. Jest jedenasta i pięćdziesiąt sześć minut, słońce wychodzi zza chmur, deszcz odparowuje z markizy nad moją głową. Waham się co zrobić; siedzieć dalej pod kocykiem na werandzie i poprosić o drugą latte, czy ruszyć pupę i iść na plażę, a potem brzegiem morza hen na Hel. Rozleniwienie walczy ze zdrowym rozsądkiem, wszak jutro wyjeżdżam i "powinnam" pomoczyć stopy. Już po sezonie, więc jest i pięknie i prawie cicho. Dzikie koty tak lubią najbardziej, więc idę... pobuszować i pochodzić gdzie dusza zapragnie.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz