Gdzie się ostatnio nie obejrzę, ust nie zdążę jeszcze otworzyć, a już deklarację słyszę:"Ja żem egocentryk". Ostatnio usłyszałam coś jeszcze lepszego od mojego rozmówcy ulubionego: "Gdybym był bogaty, mówiłbym o sobie, że jestem ekscentrykiem, ale jestem biedny, więc mówię, że jestem dziwakiem." Grupa postaci z kategorii "ego..." jest nad wyraz liczna, a plaga ta dotyka głównie ludzi kawałek po trzydziestce. Potem jest już tylko gorzej. Czterdziestolatek z okładem ma już taki "przebieg negatywny", że nie chce mu się kija w mrowisko wsadzać i rozczyniać na nowo niczego - głębszej relacji w szczególności. Każdy niemal jęczy, ze pragnie miłości, jednak "tumiwisizm" w relacjach międzyludzkich to już nie anomalia, to normalność w najbardziej wypaczonej formie. I nie ma na to szczepionki. Wczoraj rozmawiałam z wyjątkowo wyważonym, wręcz chłodnym mężczyzną z bardzo ciepłego kraju i to samo gadał. Aż dziw bierze jak południowiec taki północny w wyrazie może być... Oczywiście wszyscy otwarci na relację płytką są i gotowi - niezależnie od kraju pochodzenia. Na kawusię zabiorą, za kolanko nawet bez zachęty potrzymają, do łóżeczka z panią chętnie pójdą, ale żadnych informacji o partnerce interakcji dostać nie chcą, żadnych demonów z przeszłości widzieć sobie nie życzą, ani snucia "koszmarnych" fantazji o przyszłości uprawiać nie zamierzają. Jednym słowem żadnych problemów, żadnych wspólnych spraw, żadnych zwierzeń - nocne igrzyska wystarczą w zupełności. "The past doesn't matter and future doesn't exist." - rzecze mój egocentryczny Kolega ze słonecznej krainy, elementy buddyjskiej polityki czerpania z życia pełnymi garściami próbując mi niepostrzeżenie zaszczepić. Mam wrażenie, że w pokoju jakimś schizofrenicznym ktoś mnie zamknął dla żartu... Nie ma tu "normalnych", kochających z wzajemnością, mówiących otwarcie, pragnących i próbujących wziąć od życia więcej i dać więcej. Rozglądam się w myślach nerwowo po to, by zadać kłam temu co widzę. Szukam przykładów "na tak". Znajduję. Jeden. Zaczęli od relacji koleżeńskiej, potem robiło się fajniej, milej, cieplej. Przegadali setki godzin. Wiedzą kto co lubi, jak śpi, gdzie ma pieprzyk, kogo co bawi, a co smuci. Nie obrażają się na siebie, nie grają w gry i szanują swoją odrębność. Im się udało, ale Oni nie zaczęli od "dupy strony", co - zdawać by się mogło - w czasach byle jakiego żarcia i niechlujnej "miłości" jest niemożliwe. Oni chcieli poznawać siebie, wiedzieć więcej, doświadczać, czuć, być razem. Możliwe? TAK!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz