piątek, 4 sierpnia 2017

Plus i minus


Jak długo ja nie pisałam nic... Nie wiem dlaczego. Zwrócono mi dzisiaj uwagę na fakt, że odebrałam przyjemność czytania podczas śniadania. Ja bym chciała pisać, tylko jak łąka z trawy wypalona się czuję. Nie mam nic do powiedzenia. Znowu. Więc milczę. Ale dzisiaj noc jest kolorowa. Wino wspaniałe, ludzie niemęczący, śpiew flamenco zamknięty w urokliwych organizmach i do tego paleta serów, dipów, zaimpregnowanych w syropie octowym rzodkiewek i innych smakowitości. Nie biegłabym do domu na złamanie karku wcale, gdyby nie fakt, że o dwudziestej czwartej zero zero spadał mi pantofelek i musiałam zdążyć wsiąść do miejskiej karety i zdążyć nim wybije dwunasta. W  pałacu zamiast stęsknionego Księciunia (bo przebywa aktualnie we Warszawie) czekały na mnie dwa wygłodniałe - chleba i szynki z pomidorem i z cebulą - młode ciała. Stanął więc wstawiony Kopciuszek do deski do krojenia oraz do parzenia pomidora i natrzaskał dwie tony kanapek. Potem pacholęta dostały gópawki od przesłodzonej herbaty, ja zaś siadłam do pisania, bo obiecałam. I płynę. Moje nastolatki się śmieją do rozpuku chociaż nic nie piły i pomimo tego, że jest godzina 00.55, ja zaś pomimo, że piłam nie odczuwam potrzeby rżenia i tarzania się w konwulsjach po podłodze. Ale nie przeszkadza mi to, że oni tego potrzebują i wtóruje im w tym opętaniu pies. A niech froterują panele koszulkami - łatwiej wrzucić szmaty do pralki niż na szmacie lecieć panele - myślę i czuję jak mój poziom samozadowolenia z tej filozoficznej rozkminy rośnie. I chociaż może się to wydać dziwne - właśnie dlatego świat jest taki piękny - bo jest różnorodny. Bo przyciąganie ma miejsce dzięki zderzaniu się różniących się od siebie ładunków,. Nawet kosztem wyładowań. Przyciąganie jest najważniejsze. Kto się przyciąga to to wie.