czwartek, 19 stycznia 2017

Różne stany świadomości


Zazdrościła tym, którym wszystko szło gładko i chciała wierzyć, że wcale nie jest tak różowo tam, gdzie w oczy rzucał się tylko róż. Długo próbowała pokolorować na choćby ciepły beż Jego i swój świat. Potem zrozumiała, że dla Niego wszystko farbuje tylko na jeden kolor - czarny. Już nie chciał patrzeć, nie chciał widzieć, słuchać nie chciał, ani słyszeć. Zrozumiała wreszcie, że jeśli nie przestanie oddychać Jego powietrzem, żyć Jego życiem i zatracać się w Nim - oszaleje i zamkną ją w wariatkowie. Czasami, kiedy była sama, wyciągała z pudełka swoje tabletki na arytmię i zastanawiała się ile trzeba byłoby połknąć, a innym razem z jaką prędkością należałoby wjechać pod naczepę tira lub w barierkę energochłonną. Przerażała samą siebie i nie mogła zrozumieć, gdzie uszedł z niej wrodzony pragmatyzm i uciekła zimna krew. Postawiła wszystkie uczucia na Niego i przegrała, bo przestał w niej widzieć Kobietę Swojego Życia. Zamiast niej widział nieudolną, starą kwokę, sapiącą przy garach i marny żywot niegodzien Jego uwagi, ubrany w ciało podstarzałej nimfy. Pozostawał obojętny na jej nocne podróże donikąd, monologi pełne pretensji i wołania o zrozumienie, spanie na kanapie, płacz czy zmaltretowaną po nieprzespanej nocy twarz. Nie działały czułe smsy, ani listy wyjaśniające skąd i dlaczego w niej złe emocje. Poniżała się i przepraszała nawet wtedy, gdy nie miał racji. Siłą zatrzymywała, gdy chciał wychodzić wkurzony. Ale wyzwalała w Nim już tylko litościwe spojrzenia, wymieszane z grymasem pogardy. Widział już tylko kolor czarny. Uciekał, a ona goniła. Wracał i męczył się byciem z nią. Ona zaś widziała to i marzyła żeby zniknąć, bo bycie razem zaczęło być dla obydwojga krępujące. Najchętniej uciekłaby przed Nim, Jego umęczonym jej widokiem spojrzeniem i ciosami, które serwował jej z przyjemnością i bez opamiętania w miejsce dawnej czułości. Najchętniej uciekłaby od tego wszystkiego, od Niego. Uciekłaby do czerwca roku 2016 - go - kiedy byli razem nieziemsko szczęśliwi.

środa, 11 stycznia 2017

Dojrzałość o smaku truskawki


Stoję w "Lydlu", w kolejce. Szczęście mam wielkie, bom już na ladzie wyładowana. Przede mną bardzo dojrzały mężczyzna i jego zakupy: bułki, masło, ser, wędlina, chusteczki higieniczne i... spora paka prezerwatyw o smaku truskawkowym. Za kasą młoda dziewczyna, która krzyżuje ze mną spojrzenie. Mam kamienną twarz, ale z pewnością myślę w tej chwili to samo, zaglądając w jej radosne i pełne niedowierzania oczy. Obydwie nie możemy powstrzymać gapienia się na faceta, który ma jak nic ze siedemdziesiąt lat i ochotę na figle. Kiedy po mojej głowie biegnie przelotna myśl : "Ech, żeby i Mój tak długo chciał i mógł.", Dziadek usiłuje trafić kartą w wąską szczelinę terminala. Plastik drży w jego dłoniach, więc kasjerka spieszy z pomocą i wkłada mu kartę tam gdzie trzeba, ale  nie może powstrzymać konwulsyjnego drżenia ramion i grymasu uśmiechu na twarzy. Kiedy oni mocują się z kartą, ja nie mogę oprzeć się myśli jak on sobie kurde "tam" radzi, jak tu nie może trafić. Wzdragam się, oblatując jednocześnie wzrokiem całe jego jestestwo. W końcu Starszy Pan szczęśliwie finiszuje i odchodzi od kasy, pozostawiając nas w głębokiej konsternacji, bo sprawia wrażenie jakby nic sobie nie robił z naszego osłupienia. To jest prawdziwa siła charakteru - nie myśleć, co myślą inni tylko, co zrobić, by amatorka gumy truskawkowej wyszła z uczty zadowolona. No, chyba, że owocowa paczuszka była dla wnuczka :)

sobota, 7 stycznia 2017

Damy i Wieśniaczki


Przyznaję, oglądałam z otwartymi ustami. i przyznaję - nie chcę byście pomyśleli, że jestem stara i zgorzkniała, dlatego zazdraszczam, ale normalnie nie mogę, więc bez komentarza zjawiska się nie obejdzie. Kiedyś był taki format "Życie w przepychu", ukazujący żmudne wydawanie mnożących się bez opamiętania rubli przez obrzydliwie bogate Rosjanki i Ukrainki. Znudziło mnie to już po pierwszym odcinku, bo ileż można patrzeć jak pies pije czerwone wino za ciężkie tysiące z kryształowego kieliszka, a jego właścicielka podczas napadu furii postanawia wytłuc całą porcelanę kosztującą majątek i pamiętającą cara. Ale oto mamy coś "bliżej ciała" czyli coś dla normalnego świata, składającego się z ładniejszych i brzydszych, bogatszych i biedniejszych, mądrzejszych i głupszych czyli dla nas - zwykłych śmiertelników. "Damy i Wieśniaczki" wersja rosyjska rzeczywiście ukazała przepaść - nie tylko intelektualną pomiędzy dziewczynami z "wielkiego świata", a chłopkami z głębokiej ukraińskiej czy rosyjskiej wsi. O ile w wersji naszych sąsiadów różnice nie tylko statusu materialnego są miażdżące i trudno nie odróżnić damy od wieśniaczki choćby po wyjątkowej ogładzie lub jej braku, o tyle w polskiej wersji, jedną od drugiej jestem w stanie odróżnić jedynie po napompowanych wargach i doczepionych rzęsach. Myślę, że trafniejszy byłby tutaj tytuł: "Prostaczki i Wieśniaczki", bo o ile Wieśniaczka może być prosta, o tyle już prostaczka nie może być damą. Przepraszam, ale użyć określenia "wieśniara" w stosunku do bardzo umownej "damy" z polskiej podróby oryginalnego programu, byłoby obrazą dla tytułowych Wieśniaczek. Nie wiem skąd pozyskały się "damy" w polskiej wersji programu, jednak jestem przekonana, że nie z wielkiego świata kultury i nauki, a co najwyżej z półświatka szemranego biznesu. Ani urody, ani szlachetnych rysów, ani długiej szyi, ani wiotkiej kibici, ani nawet choćby jednej perły w uchu, o jedwabnej bluzce czy luksusowej sukni nie wspominając. Nie wiem czy damy pokroju boskiej Beaty Tyszkiewicz krew nagła nie zalewa gdy patrzy na ten polski middle/ high class, ale pewnie Prawdziwa Dama Tyszkiewicz nie zdziera sobie oczu oglądaniem słomy roznoszonej po "salonach", bo ani słoma, ani salony nie są najlepszego gatunku, ani damy najwyższej próby intelektualnej.