Zazdrościła tym, którym wszystko szło gładko i chciała wierzyć, że wcale nie jest tak różowo tam, gdzie w oczy rzucał się tylko róż. Długo próbowała pokolorować na choćby ciepły beż Jego i swój świat. Potem zrozumiała, że dla Niego wszystko farbuje tylko na jeden kolor - czarny. Już nie chciał patrzeć, nie chciał widzieć, słuchać nie chciał, ani słyszeć. Zrozumiała wreszcie, że jeśli nie przestanie oddychać Jego powietrzem, żyć Jego życiem i zatracać się w Nim - oszaleje i zamkną ją w wariatkowie. Czasami, kiedy była sama, wyciągała z pudełka swoje tabletki na arytmię i zastanawiała się ile trzeba byłoby połknąć, a innym razem z jaką prędkością należałoby wjechać pod naczepę tira lub w barierkę energochłonną. Przerażała samą siebie i nie mogła zrozumieć, gdzie uszedł z niej wrodzony pragmatyzm i uciekła zimna krew. Postawiła wszystkie uczucia na Niego i przegrała, bo przestał w niej widzieć Kobietę Swojego Życia. Zamiast niej widział nieudolną, starą kwokę, sapiącą przy garach i marny żywot niegodzien Jego uwagi, ubrany w ciało podstarzałej nimfy. Pozostawał obojętny na jej nocne podróże donikąd, monologi pełne pretensji i wołania o zrozumienie, spanie na kanapie, płacz czy zmaltretowaną po nieprzespanej nocy twarz. Nie działały czułe smsy, ani listy wyjaśniające skąd i dlaczego w niej złe emocje. Poniżała się i przepraszała nawet wtedy, gdy nie miał racji. Siłą zatrzymywała, gdy chciał wychodzić wkurzony. Ale wyzwalała w Nim już tylko litościwe spojrzenia, wymieszane z grymasem pogardy. Widział już tylko kolor czarny. Uciekał, a ona goniła. Wracał i męczył się byciem z nią. Ona zaś widziała to i marzyła żeby zniknąć, bo bycie razem zaczęło być dla obydwojga krępujące. Najchętniej uciekłaby przed Nim, Jego umęczonym jej widokiem spojrzeniem i ciosami, które serwował jej z przyjemnością i bez opamiętania w miejsce dawnej czułości. Najchętniej uciekłaby od tego wszystkiego, od Niego. Uciekłaby do czerwca roku 2016 - go - kiedy byli razem nieziemsko szczęśliwi.
czwartek, 19 stycznia 2017
środa, 11 stycznia 2017
Dojrzałość o smaku truskawki
Stoję w "Lydlu", w kolejce. Szczęście mam wielkie, bom już na ladzie wyładowana. Przede mną bardzo dojrzały mężczyzna i jego zakupy: bułki, masło, ser, wędlina, chusteczki higieniczne i... spora paka prezerwatyw o smaku truskawkowym. Za kasą młoda dziewczyna, która krzyżuje ze mną spojrzenie. Mam kamienną twarz, ale z pewnością myślę w tej chwili to samo, zaglądając w jej radosne i pełne niedowierzania oczy. Obydwie nie możemy powstrzymać gapienia się na faceta, który ma jak nic ze siedemdziesiąt lat i ochotę na figle. Kiedy po mojej głowie biegnie przelotna myśl : "Ech, żeby i Mój tak długo chciał i mógł.", Dziadek usiłuje trafić kartą w wąską szczelinę terminala. Plastik drży w jego dłoniach, więc kasjerka spieszy z pomocą i wkłada mu kartę tam gdzie trzeba, ale nie może powstrzymać konwulsyjnego drżenia ramion i grymasu uśmiechu na twarzy. Kiedy oni mocują się z kartą, ja nie mogę oprzeć się myśli jak on sobie kurde "tam" radzi, jak tu nie może trafić. Wzdragam się, oblatując jednocześnie wzrokiem całe jego jestestwo. W końcu Starszy Pan szczęśliwie finiszuje i odchodzi od kasy, pozostawiając nas w głębokiej konsternacji, bo sprawia wrażenie jakby nic sobie nie robił z naszego osłupienia. To jest prawdziwa siła charakteru - nie myśleć, co myślą inni tylko, co zrobić, by amatorka gumy truskawkowej wyszła z uczty zadowolona. No, chyba, że owocowa paczuszka była dla wnuczka :)
sobota, 7 stycznia 2017
Damy i Wieśniaczki
Przyznaję, oglądałam z otwartymi ustami. i przyznaję - nie chcę byście pomyśleli, że jestem stara i zgorzkniała, dlatego zazdraszczam, ale normalnie nie mogę, więc bez komentarza zjawiska się nie obejdzie. Kiedyś był taki format "Życie w przepychu", ukazujący żmudne wydawanie mnożących się bez opamiętania rubli przez obrzydliwie bogate Rosjanki i Ukrainki. Znudziło mnie to już po pierwszym odcinku, bo ileż można patrzeć jak pies pije czerwone wino za ciężkie tysiące z kryształowego kieliszka, a jego właścicielka podczas napadu furii postanawia wytłuc całą porcelanę kosztującą majątek i pamiętającą cara. Ale oto mamy coś "bliżej ciała" czyli coś dla normalnego świata, składającego się z ładniejszych i brzydszych, bogatszych i biedniejszych, mądrzejszych i głupszych czyli dla nas - zwykłych śmiertelników. "Damy i Wieśniaczki" wersja rosyjska rzeczywiście ukazała przepaść - nie tylko intelektualną pomiędzy dziewczynami z "wielkiego świata", a chłopkami z głębokiej ukraińskiej czy rosyjskiej wsi. O ile w wersji naszych sąsiadów różnice nie tylko statusu materialnego są miażdżące i trudno nie odróżnić damy od wieśniaczki choćby po wyjątkowej ogładzie lub jej braku, o tyle w polskiej wersji, jedną od drugiej jestem w stanie odróżnić jedynie po napompowanych wargach i doczepionych rzęsach. Myślę, że trafniejszy byłby tutaj tytuł: "Prostaczki i Wieśniaczki", bo o ile Wieśniaczka może być prosta, o tyle już prostaczka nie może być damą. Przepraszam, ale użyć określenia "wieśniara" w stosunku do bardzo umownej "damy" z polskiej podróby oryginalnego programu, byłoby obrazą dla tytułowych Wieśniaczek. Nie wiem skąd pozyskały się "damy" w polskiej wersji programu, jednak jestem przekonana, że nie z wielkiego świata kultury i nauki, a co najwyżej z półświatka szemranego biznesu. Ani urody, ani szlachetnych rysów, ani długiej szyi, ani wiotkiej kibici, ani nawet choćby jednej perły w uchu, o jedwabnej bluzce czy luksusowej sukni nie wspominając. Nie wiem czy damy pokroju boskiej Beaty Tyszkiewicz krew nagła nie zalewa gdy patrzy na ten polski middle/ high class, ale pewnie Prawdziwa Dama Tyszkiewicz nie zdziera sobie oczu oglądaniem słomy roznoszonej po "salonach", bo ani słoma, ani salony nie są najlepszego gatunku, ani damy najwyższej próby intelektualnej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)