Zawracam na nakazie jazdy w lewo, bo na wprost jest wielki korek, a ja nie mam czasu, by w nim tkwić. Wybieram lepsze rozwiązanie. Tak myślę. Nie rozejrzałam się przed wykonaniem tego manewru jak to zwykle robię, bo jestem zamulona i nieobecna. Kilka sekund później słyszę policyjnego wyjca i widzę w lusterku niebieską dyskotekę. Zjeżdżam na prawy pas i zatrzymuję samochód, bo orientuję się, że to do mnie mrugają. Z policyjnej, opancerzonej budy wyskakuje gość w czarnym moro i dopada do moich drzwi. Nie mówi "dzień dobry" tylko zdławionym ze złości głosem, recytuje mi moją winę i z pianą na ustach syczy, że to przewinienie kosztuje dwieście pięćdziesiąt złotych i pięć punktów karnych. Opieram zmęczoną głowę o zagłówek, patrzę na niego obojętnym wzrokiem i pytam bez przekonania o "widełki" w kwocie lub punktach. Widełek nie ma. Kara jest taka i nie będzie negocjacji. Nie negocjuję, bo mi się nie chce i nie mam siły pałować się z człowiekiem. Pobiera ode mnie wszystkie możliwe dokumenty i mam wrażenie, że gdyby mógł, wziąłby również moją szkolną legitymację SKO. Siedzę w aucie, słucham muzyki i czekam. Mija piętnaście minut, a ja obserwuję we "wstecznym" jak panowie w niebieskim i okratowanym, oglądają sobie moje papiery i najwyraźniej dobrze się bawią. Zaczynam się niepokoić i mieć absurdalne myśli. W końcu z suki wysiada trzech w moro i zmierza w moim kierunku, Czuję nieprzyjemny ścisk w żołądku, ale nadal siedzę spokojnie. Ten "z pianą" mówi, że ma pytanie. Tamtych dwóch w tym czasie stoi po drugiej stronie samochodu i wbija we mnie wzrok pochylając się charakterystycznie do przodu i splatając ręce "na dziadka" tuż nad pośladkami. "Czy pani ma dwa nazwiska, bo mi w systemie wyskakuje?" "Tak" - odpowiadam - "Nie mam jeszcze tego w papierach, bo to świeża sprawa". Nagle facet rozpromienia się, oddaje mi papiery wraz z dołączonym kwitem do wpłaty oraz miłym uśmiechem i życzy "mimo wszystko miłego dnia". Jestem zaskoczona tą nagłą zmianą frontu, ale ostatnio widzę coraz więcej ludzi z dwubiegunówką, więc nie myślę o tym dłużej. Jadę dalej, prowadząc intuicyjnie i automatycznie po to, by kilometr dalej zobaczyć na chodniku masaż serca robiony jakiemuś nieprzytomnemu nastolatkowi, dziesięć minut później prawie rozjechać na pasach chłopaka o oliwkowej skórze, a finalnie niemal sama nie rozwalić się o tył ciężarówki. Czuję, że mam sto kilo na barkach i miazgę w głowie. Kilka godzin później jest dwudziesta. Dzisiaj moje Dzieci mają "dzień odpowiedzialności i samodzielności", więc monitoruję nastoletniego syna zdalnie. Dostaję sms: "Ja już w domu". Czuję ulgę, ale jednak coś mnie gniecie "w intuicję". O dwudziestej drugiej tłukę do drzwi lecz nikt mi nie otwiera. Dzwonię na komórkę i słyszę zbliżający się dźwięk gdzieś na klatce schodowej. Moje Dziecko, które zadeklarowało, że jest od dwóch godzin w domu i czyta książkę, zachodzi mnie od tyłu i skonsternowane nie wie, co ma ze swoim byciem po niewłaściwej stronie drzwi zrobić. Kapituluję i robię awanturę. Właściwie to syczę i toczę cicho pianę, bo po dwudziestej drugiej jest i wrzaski wszelkie przez sąsiadów nie byłyby mile widziane. Tak, nie mam siły dzisiaj na dyplomatyczne dyskursy, tłumaczenia i "rozmowy z dzieckiem". Każę mu czytać do dwudziestej czwartej. Dowalam do tego dwa tygodnie szlabanu na wychodzenie z domu i koleżków. Kara jest taka i nie będzie negocjacji. Ostatnio ktoś zapytał czy lepiej żeby ludzie cię kochali czy się ciebie bali, bo podobno nie można jednocześnie odczuwać strachu i miłości. Nie wiem co mam o tym myśleć - ja orędownik miłości i bezgranicznego zaufania. Wiem jednak, że respekt działa. A respekt bez odrobiny strachu nie działa. Młody czyta do narzuconej godziny, chociaż być może tylko tępo wpatruje się w literki. Tak jak ja do rana w ciemność za oknem.
sobota, 19 września 2015
środa, 16 września 2015
Twoja Mać
Nie będę tutaj podrzucać nerwowo gorącego ziemniaka jakim jest temat miesiąca: Czy brać do nas uchodźców czy nie brać. Nie mam zdania. Wiem, że nie umiem odmówić drugiemu Człowiekowi pomocy, chociaż nie mam przyklejonej ryby na samochodzie i nagniotków na kolanach od klęczenia w kościelnej ławie, ale też nie potrafię przewidzieć konsekwencji miksu kulturowego i religijnego. Dlatego nie pcham się do ferowania sądów. Dotykam jednak nieśmiało tematu, bo nie mogę słuchać pseudonaukowych bredni Głupiomądrych i ich pokrętnych argumentacji. Problemem naszego Narodu jest głębokie zakompleksienie jednostki i przeszacowanie wartości jako grupy. "My Polacy" jesteśmy wspaniali, uczciwi, pracowici, wykształceni, zadbani, odpowiedzialni, chętnie uczymy się języków obcych i z radością pracujemy "w gościach" za połowę stawki tutejszych. Polakowe, jednostkowe "Ja Polak" już nie wygląda tak kolorowo. "Ja Polak" zazwyczaj czuje się gorszy od Niemca czy Anglika, dyskryminowany w świecie i niedoszacowany jako specjalista w swoim fachu, nie tylko w swoim kraju ."Ja Polka" jako jednostka jest przeważnie za brzydka, za gruba, za mało zarabia, jest gorzej traktowana niż mężczyźni i w ogóle ma ciężej i gorzej niż "inne". Polak w grupie, ze wszystkimi, wyżej wymienionymi zaletami, jest pewny siebie i chętnie opiniujący. Dlatego właśnie muszę słuchać, że Cyganie to złodzieje, Arabowie nieroby, "Murzyni' brudasy, Rosjanie pijacy, a w telewizorze oglądać transparenty z napisami "syryjskie świnie czekamy na was", świadczącymi niewątpliwie o wysokiej kulturze i chrześcijańskim umiłowaniu bliźniego przez osobników te pisemne "oświadczenia" niosących. Islamizacja? Naród poczyta może (bo przecież raczej sobie nie przypomni z pobieżnych informacji przekazywanych wieki temu na lekcji historii) o chrystianizacji. Jak wiadomo, tam też nie obyło się bez "militarnego wsparcia", co - rozumie się samo przez się - nie oznacza przecież ustnego nawoływania do nawrócenia na jedyną, słuszną wiarę. Nie jestem zręcznym badaczem kultur ani historykiem, ale "gołym okiem" i mimochodem dostrzegam pewne podobieństwa pomiędzy XI -wieczną Inkwizycją, a dzisiejszym "pomysłem" jakim jest Państwo Islamskie. Klamrą dla obydwu "ruchów" jest słowo "perswazja", która - w tym przypadku - stanowi siłową formę zapobiegania szerzeniu się "herezji" czyli - współcześnie - odmiennym poglądom. W 1022 roku w Orleanie Król Francji Robert II Pobożny (!!!) kazał spalić grupę heretyków, bo nie udało się "merytorycznymi argumentami" przekonać ich do zmiany swoich przekonań. Świat - co niewątpliwie zabrzmi paradoksalnie - niewiele się zmienił. Dzisiaj stosuje się zbliżone metody, by nawrócić "niewiernych". To co charakteryzuje nie tylko nasze społeczeństwo, ale również społeczeństwa innych narodów, to bojaźń i niewiedza, przy czym bojaźń wynika z niewiedzy własnie. Utarte, bo przekazywane z ust do ust poglądy, zamieniające się z czasem w - nierzadko krzywdzące - stereotypy, determinują relacje między ludźmi. Nie chcemy tu i boimy się Syryjczyka, pomimo, że osobiście nie znamy żadnego, ba! Nie chcemy go nawet poznać, bo to przecież wandal i dzikus. Nie dopuszczamy do siebie myśli, że wśród tych ludzi też są "normalni" i "niebandziory", wypierając jednocześnie z głowy pytanie "Dlaczego polskie więzienia są pełne naszych rodaków?" Prosty Człowiek jest z natury odporny na wiedzę, a jeśli jest do tego jeszcze głupi, to cechuje go dodatkowo niezwykły upór i to, że nigdy się nie męczy. Prosty Głupi Człowiek, nie czyta, nie drąży tematu i nie szuka informacji, on po prostu SAM WIE. Żeby wiedzieć wystarczy mu widzieć, dlatego własnie oglądalność stacjom telewizyjnym robią kontrowersyjne tematy z krwią na twarzy i kupą na szybie autokaru oraz głupcy, którzy z wypiekami na twarzy oglądają specjalnie dla nich spreparowane obrazy. Im dłużej żyję, tym częściej się wstydzę, że mam korzenie w Narodzie, którego przedstawiciele wcale nie piją, nie biją, nie dewastują cudzego mienia, nie gwałcą, nie rabują i nie uciekają do innych krajów w poszukiwaniu lepszego życia. Innymi słowy żyję w kraju, gdzie nie ma przemocy, w Wigilię każde nakrycie dla "nieoczekiwanego gościa" jest realnym aktem gotowości do pomocy, a nie martwą tradycją, wszyscy ciężko pracują, leserów nie ma i nigdy nie było, alkohol służy jedynie do dezynfekcji ukąszeń komarów, a czyści jak łza Polacy nie przynoszą do szewca upierdolonych obrzydliwe butów, nie okazując z tego powodu choćby grama wstydu. Oto Naród Wybrany jest, krystaliczny i prawy, co światem powinien rządzić i innym pokazywać jak mają żyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)